sobota, 19 grudnia 2015

KIEDY JECHAĆ DO GRECJI

Kreta, Plaża Elafonissi. Nawet w październiku są tu tłumy. Latem jest horror.
   Witam wszystkich moich czytelników po długiej przerwie. Wydarzenia, które miały miejsce w ciągu ostatnich miesięcy nie sprzyjały pisaniu. Najpierw byliśmy świadkami histerii związanej z opuszczeniem Grecji ze strefy euro, niektórzy wieszczyli nawet opuszczenie Unii Europejskiej. Potem sytuacja w moim kraju stała się tak niejasna i napięta, że trudno mi było skupić się na pisaniu. Do tego doszły problemy z uchodźcami, a Grecji oberwało się szczególnie mocno, choć niesprawiedliwie. Stwierdziłem jednak, że nie są to powody, dla których powinienem zaniechać relacjonowania moich podróży do Grecji. Rządy przeminą, politycy znikną, być może będzie trudniej wyjeżdżać, ale cały czas będzie warto zwiedzać świat.
   Koniec roku to doskonały czas na zaplanowanie kolejnych wyjazdów. Dzień jest krótki, pogoda nie rozpieszcza, dopada nas jesienno-zimowa depresja. Zachęcam wszystkich, żeby w te ponure zimowe dni zaczęli planować swoje wiosenne, letnie i jesienne podróże. Szczegółowo zaplanowane wakacje z odpowiednim wyprzedzeniem to same korzyści. Bez pośpiechu i w spokoju można podjąć decyzje gdzie jechać, kiedy jechać, jak zaplanować swój pobyt. Biura podróży już teraz zachęcają swoimi letnimi ofertami. Ja zachęcam do samodzielnego podróżowania. To prawda, że jadąc na zorganizowaną wycieczkę jest łatwiej, ktoś za nas rezerwuje noclegi i wożą nas autokarami. Jednak według mnie wiele również tracimy. Z reguły biura oferują noclegi w kompleksach hotelowych z basenami, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym obrazem Grecji. Takie "hotele" są wszędzie – w Hiszpanii, Egipcie, Chorwacji. Basen, leżaki pod sznurek na sztucznej plaży, mrożone jedzenie. Wszędzie to samo. W zasadzie pobyt w "pięknym ośrodku hotelowym" na Rodos niczym się nie różni od pobytu na Maderze czy w Egipcie.
CHIOS - nawet w szczycie sezonu są miejsca, gdzie jest pusto
   Zachęcam wszystkich do wyjazdów indywidualnych, w małej lub większej grupie, a także razem z rodziną. Tylko wtedy można poznać prawdziwą Grecję, a nie taką, którą siłą rzeczy oglądają goście wakacyjnych turnusów. Wiem, że na rynku działają biura, które starają się organizować nasz wypoczynek inaczej – grupy są mniejsze, hotele bardziej kameralne, oferta wycieczek fakultatywnych większa. To dobrze, bo mamy wtedy szansę do poznania prawdziwej Grecji.
KALYMNOS. Pusta październikowa plaża.
   Ja zawsze wolałem i wolę podróżować sam albo w małej grupie. Nie ma nic gorszego niż czekanie w punkcie zbiórki na spóźnialskich albo oglądanie zabytków, bo tak wypada. Podróżując samemu lub w sprawdzonej grupce przyjaciół sami decydujemy, co chcemy zobaczyć, kiedy i w jaki sposób. Zorganizowanie indywidualnego wyjazdu nie jest trudne, choć wymaga trochę wysiłku. Efekt może być zadziwiający, jeśli przyłożymy się do planowania podróży wystarczająco solidnie. Najpierw powinniśmy zdecydować kiedy chcemy zorganizować nasz wyjazd. To podstawa.
KARPATHOS wiosną. Wszystko kwitnie, nos urywa.
   Chciałbym pomóc wszystkim, którzy chcą pojechać do Grecji w 2016 roku w dokonaniu wyboru. Mam nadzieję, że moje wieloletnie doświadczenie się przyda.
AMORGOS - wyspa niezwykła. Z dala od zgiełku i tłumów.
   Sezon turystyczny w Grecji zaczyna się wiosną. Pierwszą okazją do odwiedzin jest Wielkanoc, która jest tu obchodzona według kalendarza Kościoła Wschodniego i wypada pomiędzy końcem marca a początkiem maja. Jest to czas szczególny, bo Pascha to w Grecji wielkie święto. Nigdy nie byłem w Grecji podczas Wielkanocy. Z opowiadań i relacji Greków wynika, że uczestniczenie w obchodach Paschy to ogromne przeżycie. Ulice i kościoły wypełniają się wiernymi, trwają procesje, ale przebieg uroczystości jest zgoła inny niż w Polsce. Wszędzie widać wielkie zaangażowanie Greków w przygotowania tych Świąt i ich autentyczną radość. Podczas tradycyjnych obrzędów religijnych panuje powaga, jednak poza świątyniami atmosfera przypomina gigantyczny festyn. Ludzie spotykają się ze sobą, rozmawiają, cieszą się nadejściem wiosny i biesiadują do białego rana. Grają lokalne orkiestry i ludowe zespoły, a wieczorem i w nocy niebo rozświetlają fajerwerki. Podczas Wielkanocy można skosztować wszelkiego rodzaju specjałów greckiej kuchni i to zupełnie za darmo. Turyści z powodzeniem mogą dołączyć do wspólnej zabawy. Grecy są wtedy szczególnie gościnni, zapraszają do stołów, zachęcają do jedzenia wielkanocnych przysmaków. Mam nadzieję, że kiedyś pojadę do Grecji na Wielkanoc. Marzy mi się wyprawa do jednego z miejsc kultu religijnego, gdzie szczególnie mocno czuć magię Paschy. Jeśli ktoś ma ochotę odwiedzić Grecję na Wielkanoc, musi zaplanować swój pobyt z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Okres Paschy jest traktowany na równi ze szczytem sezonu, a więc wszystko jest dużo droższe, a znalezienie zakwaterowania i transportu nie jest łatwe. Wszystkie dobre i atrakcyjne hotele i pensjonaty są zarezerwowane już zimą, a spóźnialscy płacą kilkakrotnie więcej za byle jaki pokój. Turyści mają nawet trudniejsze zadanie niż w lecie, bo większość gości to Grecy. Przed wyjazdem trzeba dokładnie przestudiować rozkłady kursowania promów, autobusów i samolotów, które w tym okresie często są zmieniane lub nawet anulowane. Jednym słowem jeśli ktoś chce spędzić Wielkanoc w Grecji, powinien się do swojego pobytu porządnie przygotować na długo przed wyjazdem i liczyć się z tym, że sporo zapłaci. W tym okresie należy zdać się tylko na wyjazd indywidualny. Ofert biur podróży w zasadzie jeszcze nie ma, sezonowe samoloty jeszcze nie latają, czyli jest trudniej zaplanować podróż. Warto jednak podjąć wyzwanie!
CHIOS - wiosną ta plaża jest pusta, latem pęka w szwach.
   Po Wielkanocy Grecy powoli szykują się do sezonu turystycznego. Nie spieszą się zbytnio. Na wyspy i do nadmorskich kurortów wracają właściciele hoteli i knajp, które zimą były zamknięte na cztery spusty. Zaczynają się wielkie porządki – hotele, knajpy, bary, sklepy są gruntownie sprzątane, często malowane i odnawiane. Taki stan rzeczy trwa do połowy maja, a nawet dłużej.
KALYMNOS w październiku. Matrix.
   Jest to bardzo dobry czas na zaplanowanie urlopu. Grecja wiosną jest przepiękna! Dnie są coraz dłuższe. Wszystko dokoła kwitnie, jest bajecznie kolorowo i pachnąco. Nawet w miejscach, które wysychają na pieprz w środku lata, pojawiają się dzikie kwiaty. Spalone sierpniowym słońcem zbocza gór na wiosnę pokrywa zielony dywan. Tak bujnej roślinności nie można zobaczyć w pełni sezonu.
W Grecji wiosna jest zielona, ale jesień jej nie ustępuje.
   W połowie maja pogoda w zasadzie się stabilizuje. Co prawda może pokropić lub zagrzmieć, ale są to zjawiska krótkotrwałe i nie przeszkadzają w wypoczynku. Im dalej na południe tym wyższe temperatury. Bardzo często panuje upał, ale jeszcze nie tak dokuczliwy jak w lecie. Z powodzeniem można już plażować i zażywać kąpieli, choć dla Greków majowe morze to jeszcze zamrażalnik. Temperatura wody w osłoniętych zatoczkach dobija do 20 stopni (a nawet więcej), więc pływanie niebywale orzeźwia. Wiosna to idealna pora na piesze wycieczki. W Grecji rozmaitych szlaków turystycznych jest mnóstwo, każdy znajdzie coś dla siebie. Bardzo często już samo zwiedzanie wymaga od turystów sporego wysiłku, większość kościołów i klasztorów zbudowano na szczytach wzgórz, na najpiękniejsze plaże prowadzą strome ścieżki, a obejrzenie większości miasteczek i zabytkowych dzielnic miast jest nierozłącznie związane z pokonywaniem setek schodów. Wiosną wędrowanie i piesze wycieczki są najprzyjemniejsze, nie jest jeszcze zbyt gorąco, wiatr przyjemnie chłodzi a wysiłek jest mniejszy niż podczas letniego skwaru.
KORFU - Cape Drastis wiosną.
   Mniej więcej od połowy maja cała turystyczna infrastruktura już działa. Autobusy i promy kursują coraz częściej, zaczynają się morskie rejsy, otwarte są prawie wszystkie sklepy i knajpy. Większość hoteli i pensjonatów, które zimą zawieszają działalność, otwiera się właśnie w maju i na początku czerwca. Ceny pokoi są przystępne, często można znaleźć bardzo atrakcyjne noclegi nawet poniżej 20 euro. Wiosna to prawdziwy raj dla turystów, którzy nie lubią tłumów. Nawet w najbardziej popularnych kurortach początek maja to czas, kiedy nie jest tłoczno. Do mniej odwiedzanych miejsc dopiero zaczynają zjeżdżać goście. Jednym słowem wiosna to idealny czas na wyjazd do Grecji.
   Od pierwszej dekady czerwca sytuacja szybko się zmienia. Właśnie wtedy całą parą ruszają sezonowe loty i czartery z całego świata. Do Aten przylatuje codziennie kilkanaście tysięcy ludzi. Lotniska na greckich wyspach przeżywają prawdziwe oblężenie, samoloty lądują praktycznie całą dobę. Port w Pireusie staje się latem jednym wielkim biwakiem, tysiące ludzi czeka na nabrzeżu i w okolicznych parkach na promy. Ceny hoteli gwałtownie idą w górę. Za skromny pokój, za który poza sezonem kosztuje 25 euro, teraz trzeba zapłacić nawet 3 razy więcej. Restauracje, bary i kawiarnie pracują na pełnych obrotach. W menu pojawiają się nowe pozycje, specjalnie dla rzeszy turystów – tanie zestawy obiadowe, które kuszą, ale często z grecką kuchnią nie mają nic wspólnego. Jak grzyby po deszczu pojawiają się budki z gyrosem, setki lodziarni i barów. W popularnych kurortach i większych miastach nie brak jest również popularnych sieciówek typu McDonalds, których przeważająca klientela to zagraniczni turyści. Oczywiście bez trudu można zjeść przepyszne tradycyjne greckie dania, ale trzeba uważać, żeby nie wpaść w pułapkę i zamiast świeżych krewetek nie dać sobie wcisnąć mrożonej chińszczyzny. Na każdym kroku spotyka się setki kramów, sklepów i sklepików z pamiątkami. Niestety większość z oferowanych suwenirów to chińska tandeta i trzeba spędzić sporo czasu, żeby wybrać coś naprawdę ładnego. Na szczęście wśród tej szmiry można znaleźć autentyczne wyroby greckiego rzemiosła i prawdziwe greckie pamiątki. Trzeba jednak z namysłem i rozwagą dokonywać zakupów, żeby później nie żałować swojego wyboru. Szczyt greckiego sezonu turystycznego przypada na miesiące wakacyjne – lipiec i sierpień. Do olbrzymiej rzeszy turystów dołącza coraz więcej rodzin z dziećmi, którym zaczęły się letnie wakacje oraz młodych ludzi mających przerwę w nauce. Do ostatniego miejsca wypełniają się kompleksy hotelowe w najpopularniejszych miejscowościach. Zwiedzanie staje się koszmarem. Do najważniejszych greckich atrakcji trzeba stać w olbrzymich kolejkach w palącym słońcu. Coraz liczniej pojawiają się turyści w zorganizowanych grupach, przyjeżdżający setkami autokarów. Małe i wąskie uliczki Plaki w Atenach, Santorini, Mykonos, Kos od rana do późnej nocy wypełnione są szczelnie tłumami turystów. Jedyną porą dnia, w której można w miarę spokojnie podziwiać ruiny, klasztory i muzea jest wczesny ranek, kiedy większość turystów jeszcze śpi po nocnych zabawach. Ceny za noclegi i inne usługi osiągają apogeum. Dam tylko jeden przykład: wypożyczenie samochodu na 1 dobę na greckich wyspach w maju lub we wrześniu to wydatek rzędu 20 do 30 euro, a w środku lata 50-60 euro to już dobra okazja.
Moje ulubione kalmary.
Też kalmary, ale nadziewane.
   Amatorzy opalania i pływania nie będą zawiedzeni, słońce praży do wieczora, morze jest coraz cieplejsze. Można przebierać w ofertach rejsów i morskich przejażdżek. Nadmorskie tawerny serwują pyszne jedzenie, często na plaży. Jest jednak druga strona medalu: wszędzie jest masa ludzi. Najsłynniejsze plaże są wręcz oblegane. Na bardzo znanych plażach Krety - Elafonissi i Balos byłem w połowie października. Na każdej z nich było po kilkaset ludzi. Plaże są olbrzymie, więc taka ilość plażowiczów bardzo mi nie przeszkadzała. Rozmawiałem z właścicielem tawerny w Lagunie Balos, który powiedział mi, że w sierpniu miejsce to wygląda jak stadion piłkarski podczas finału ważnych mistrzostw. Wtedy do zatoki co kilka minut przypływa sporej wielkości łódź. Łatwo policzyć, że po południu w tym miejscu może przebywać nawet kilka tysięcy ludzi.
Laguna BALOS na Krecie. W październiku pustki, latem tłum.
   Jedynym rozwiązaniem dla tych, którzy cenią sobie spokój i choć trochę prywatności jest znalezienie odludnej, małej plaży, do której można się dostać jedynie od strony morza małą łódką lub idąc w upale kilka kilometrów od drogi.
Gdzieś na greckiej wyspie...
   Są jednak jeszcze w Grecji miejsca, w których nawet w lecie nie ma zbyt wielu turystów. Przede wszystkim to małe, jeszcze nieodkryte wyspy, na które po sezonie trudno się dostać. Latem ilość połączeń promowych jest większa i jest stosunkowo łatwo odwiedzić te oazy spokoju. Na dużych wyspach i na lądzie również czekają spokojne i piękne miejsca, jeszcze nieznane. Dam jeden przykład. Kiedyś byłem na Milos na Cykladach, wyspie z najpiękniejszymi w Grecji formacjami skalnymi, przyciągającymi gości z całego świata. Bardzo blisko, zaledwie kilka mil morskich leży Kimolos, niewielka wyspa, równie piękna co Milos. Podczas gdy na Milos było całkiem sporo turystów (był maj), to na Kimolos można było ich policzyć na palcach obu rąk. Podobnie jest na wyspach Dodekanezu, wszyscy płyną na Patmos, Kos i Rodos, a zapominają o prawdziwych perełkach – Lipsi czy Kalymnos. Można by tak wymieniać w nieskończoność, w Grecji jest cała masa przecudnych, nieskażonych komercją miejsc, trzeba tylko je odszukać.
KORFU - PARADISE BEACH. Latem takie zdjęcie nie może być zrobione.
   Na przełomie sierpnia i września turystyczny szał powoli się kończy, co nie znaczy, że całkiem zamiera. Wręcz przeciwnie, zaczyna się wtedy chyba najlepszy czas na urlop. Sam nie wiem, co bardziej lubię: grecką wiosnę czy grecką jesień, a właściwie greckie późne lato. O ile można powiedzieć, że w Grecji na pewno jest zima, wiosna i lato, o tyle jesieni (takiej, jaką znamy w Polsce) w zasadzie nie ma. Wrzesień i październik (a czasem nawet listopad) to w zasadzie jeszcze lato. Co prawda dzień jest coraz krótszy, ale jest nadal ciepło, słonecznie i bardzo przyjemnie. We wrześniu można liczyć na murowaną, piękną pogodę. Czasem może lekko pokropić, ale tylko symbolicznie. Również październik jest "letni", szczególnie na Krecie i Dodekanezie. Na początku października bardzo często następuje chwilowe, 2-3 dniowe ochłodzenie spowodowane coroczną cyrkulacją wiatrów, ale potem znowu wraca ciepłe lato. Kilka lat temu pojechałem na Dodekanez właśnie w październiku. Wyprawę zacząłem na Leros, wtedy właśnie trafiłem na dwudniowe ochłodzenie (temperatura spadła do 20 stopni) ale później smażyłem się w upale. Jesień w Grecji to przede wszystkim obłędne morze. Woda jest nagrzana miejscami nawet do 30 stopni, pływanie staje się nieziemską przyjemnością. Z dnia na dzień ubywa turystów. W pierwszej połowie września jeszcze jest ich całkiem sporo, ale już nie ma tłumów. Potem stopniowo Grecja się wyludnia i jest coraz bardziej pusto. W drugiej połowie października jedynie w najpopularniejszych miejscach można spotkać większe grupy gości, ludzie nadal zwiedzają Kretę, opalają się na Kos, Korfu i Zakynthos. Mniejsze wyspy i lądowa Grecja już zamyka sezon. Jesienią najlepiej wybrać się do Grecji we wrześniu. Jeszcze wszystko jest otwarte, ceny gwałtownie spadają, promy pływają rzadziej ale jeszcze wystarczająco często, żeby się swobodnie przemieszczać. Po prostu idealne warunki na wakacje!
AKROPOL jest okupowany zawsze, ale latem tłum jest największy.
   Październik też jest OK, ale niestety zaczynają się pojawiać pewne ograniczenia. Autobusy przestają kursować, nie ma już atrakcyjnych rejsów wycieczkowych, coraz więcej hoteli, sklepów i knajp jest zamkniętych. Połączenia promowe na wyspy obowiązuje zimowy rozkład, a lokalne promy nie kursują wcale. Niektóre muzea i lokalne atrakcje są zamknięte do wiosny. Warto z wyprzedzeniem poszperać w sieci lub w przewodnikach i upewnić się, czy jakiś obiekt, który chcemy zobaczyć będzie udostępniony do zwiedzania, żeby uniknąć rozczarowania. Będąc na Krecie w październiku popłynąłem na Kythirę. Wyspa piękna, pogoda idealna na zwiedzanie. Na miejscu okazało się, że byłem jedynym gościem w hotelu, w pobliżu była tylko jedna otwarta tawerna (zamykali po ty, jak zjadłem kolację). Jednego dnia wybrałem się na samochodową wycieczkę, żeby zobaczyć jedną z największych w Grecji jaskinię. Po godzinnej jeździe strasznie niebezpieczną drogą okazało się, że jaskinia jest zamknięta od 15 października do 1 maja... Zrobienie zakupów również może przysporzyć kłopotów, zwłaszcza w małych wioskach. Sklepy są otwarte, ale dopiero wieczorem. Kto o tym nie wie, może mieć kłopot z kupnem chleba. Koniec października to oficjalny koniec sezonu. Oczywiście do Grecji można przyjechać w listopadzie i później, ale to już nie będzie ta Grecja, do której zwykliśmy jeździć po słońce i plaże. Od niedawna turyści coraz bardziej są zachęcani do odwiedzenia Hellady zimą. Mało kto wie, że można tu pojeździć na nartach! Jednak zimą wybór miejsc, do których można się wybrać, jest ograniczony. Na pewno nikt nie będzie się nudził w Atenach czy Salonikach, nie będzie kłopotu ze znalezieniem hotelu lub knajpy w Chani na Krecie, Rodos lub Santorini. Ale podróż na mniejsze wyspy to chyba jednak wyzwanie tylko dla odważnych. Pogoda jest kapryśna, są dni z pięknym słońcem, ale zdarza się, że winnice i gaje oliwne przykrywa śnieg.
Plaża AGIA ANNA na Amorgos. Jesienią zaprasza, latem odstrasza.
   Wiecie już kiedy pojechać do Grecji? Super. W następnych postach podpowiem Wam dokąd pojechać, jak zaklepać noclegi i jak zaplanować pobyt.
Nieziemskie plaże KARPATHOS. W maju puste.

wtorek, 3 marca 2015

NISSYROS - WYSPA TAJEMNIC

   Planując moją podróż na wyspy Dodekanezu w ogóle nie brałem pod uwagę odwiedzin Nissyros. Była to moja (jak dotąd) najdłuższa eskapada na greckie wyspy, każdy z 16 dni był przeze mnie szczegółowo zaplanowany i nie bardzo było możliwe "wetknąć" jeszcze jednej wyspy w moją trasę. Im było bliżej wyjazdu tym bardziej zastanawiałem się jednak, jak by tu zmienić moje plany, żeby choć na 1 dzień zawinąć na Nissyros. Wcześniej oglądałem zdjęcia i trochę czytałem o tej wyspie, a przede wszystkim poznałem entuzjastyczne opinie ludzi, którzy tam byli. Postanowiłem zatem skrócić mój planowany pobyt na Kos i popłynąć na Nissyros. Okazało się, że moja decyzja była bardzo trafna, bardzo bym żałował, gdyby stało się inaczej.
11 października grubo przed świtem pojechałem wypożyczonym samochodem do Pothii – głównego portu Kalymnos. Zgodnie z życzeniem właściciela wypożyczalni, któremu nie chciało się wstawać tak wcześnie po odbiór auta, zostawiłem kluczyki pod wycieraczką i poszedłem na nabrzeże w oczekiwaniu na prom.
   Odpłynąłem z Kalymnos w pierwszych promieniach wschodzącego słońca, zapowiadała się doskonała pogoda pomimo późnej jesieni. Noce były już nieco chłodne ale w dzień słupek rtęci dochodził prawie do 30 stopni w cieniu. Tego dnia niebo było czyste jak kryształ, wiał lekki wiatr, który przegonił małe chmurki, a głębokie w tych rejonach Morze Egejskie miało niezwykły, ciemnogranatowy kolor kontrastujący z białą pianą fal.

   Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy do głównego portu Kos. Podczas krótkiego postoju większość turystów opuściła prom, a z nabrzeża kilkunastu nowych weszło na pokład. Ciężarówki z różnym ładunkiem wyjeżdżały do portu, tragarze i posłańcy uwijali się jak w ukropie, przenosili różne paczki na swoje samochody dostawcze i – jak to Grecy – wrzeszczeli i gestykulowali zawzięcie. Obsługa promu ponaglała wszystkich, panował wielki zgiełk i harmider ale nie było żadnego zamieszania, po kilku minutach odbiliśmy od brzegu. Przy okazji zobaczyłem panoramę miasta i pobliskiej przystani jachtowej, która pękała w szwach.
   Wkrótce na horyzoncie zaczęły majaczyć kolejne wyspy i wysepki Dodekanezu. Przepływaliśmy niedaleko Jali, niewielkiej wulkanicznej wyspy zamieszkałej przez zaledwie 10 osób. Gołym okiem mogłem zobaczyć białe tarasy kopalni pumeksu, które wyglądały jak żywcem wyjęte z filmu science fiction.
   Kilka minut później wyrosła przed nami Nissyros. Wyspa jest w zasadzie szczytem wulkanu wynurzającego się z morza na wysokość 700 metrów. Wybrzeże stanowią przede wszystkim strome skały, ale w kilku miejscach można znaleźć plaże pokryte czarnym piaskiem i drobnymi kamyczkami. Na szczycie wyspy znajduje się olbrzymi krater czynnego wulkanu, który jest główną atrakcją turystyczną Nissyros.
   Wszystkie większe promy i statki przybijają do nabrzeża stolicy i głównego miasteczka wyspy – Mandraki. Największy tłok panuje tu po przypłynięciu małych promów z Kardameny na pobliskiej Kos. Kilka razy dziennie wycieczkowe łódki wypluwają z siebie gromady ludzi, którzy zdecydowali się na kilkugodzinny pobyt i zwiedzanie. Podstawiane są wtedy autobusy, które wożą wycieczkowiczów do krateru wulkanu. Po powrocie tłumy turystów przewalają się po uliczkach Mandraki.    
   Jest jednak sposób, żeby uniknąć zgiełku i hałasu. Jeżeli ktoś zamierza odwiedzić Nissyros podczas pobytu na Kos, warto tu przypłynąć pierwszą możliwą łódką wcześnie rano i wrócić ostatnią. Nie ma tu wtedy jeszcze tłoku, można w miarę spokojnie obejrzeć główne atrakcje bez hałaśliwych grup z wrzeszczącymi przewodnikami. 
  Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest wypożyczenie samochodu lub skutera. Na wyspie są świetne drogi, którymi można łatwo dotrzeć do miejsc, do których nie dojeżdżają autobusy, a dojście na piechotę jest trudne i wymaga kilku godzin marszu. Jednak najlepiej zostać na Nissyros choćby na jedną noc, żeby uniknąć zwiedzania "na czas" patrząc co chwilę na zegarek, żeby się nie spóźnić na powrotny prom. Kilkugodzinna wycieczka z Kos jest najczęściej jedyną możliwością zobaczenia wyspy, ale planując swoją podróż na Nissyros warto się tu zatrzymać na dłużej, bo wyspa ma do zaoferowania naprawdę sporo i jest przepiękna. 
  Nie mają żadnego sensu drogie i krótkie wypady organizowane przez biura turystyczne typu "Nissyros w 3 godziny", bo w tak krótkim czasie gwarantowane jest tylko zmęczenie, pośpiech i nerwy. Znalezienie przyzwoitego hotelu nie jest trudne, pokoi nie ma tu zbyt wiele, bo większość przyjezdnych to jednak "turyści jednodniowi". Najlepiej poszukać zakwaterowania w Mandraki, nie ma najmniejszego sensu na pobyt w pensjonacie w głębi wyspy bez zapewnionego samochodu lub skutera. Co prawda na wyspie jeżdżą autobusy, ale zwłaszcza poza sezonem rozkład jazdy w zasadzie nie istnieje i przejazd do interesujących miejsc może się stać nie lada problemem.

   Zatrzymałem się w bardzo przytulnym hotelu Romantzo, tuż obok portu. Z hotelowego tarasu można podziwiać fantastyczne widoki na morze i miasteczko. Po przypłynięciu Mandraki było jeszcze senne i opustoszałe, pierwsze statki wycieczkowe z Kos zjawiają się tu dopiero około południa. Poszedłem do wypożyczalni po samochód i zaopatrzony w dobrą mapę pojechałem w nieznane.
   Po kilku minutach dotarłem do przystani jachtowej w osadzie Pali, na wschód od Mandraki. Tu cumowały prywatne łódki amatorów żeglowania. Było dość wcześnie, ludzie na jachtach dopiero wstali, jedli śniadania na pokładzie i szykowali się do rejsów.
Get Adobe Flash player
   Z Pali odbiłem w głąb wyspy. Droga stawała się coraz bardziej stroma i kręta. Zatrzymywałem się co kilka minut, żeby podziwiać piękne widoki. Zbocza były skaliste, gdzieniegdzie pokryte wyschniętymi krzakami. W wielu miejscach zauważyłem rosnące drzewa oliwne. Wulkaniczna ziemia na Nissyros jest bardzo żyzna, jeszcze do niedawna wyspa była samowystarczalna żywnościowo i eksportowała sporą część swoich plonów. Na straganach i w sklepikach sprzedawane są głównie tutejsze winogrona, oliwki, figi, warzywa, owoce, miód, zioła, wina i różne przysmaki.
Get Adobe Flash player
   Obecnie na Nissyros mieszka na stałe nieco ponad 1000 osób, głównie w Mandraki. Kiedyś było ich tu dużo więcej, jednak wielu z nich wyjechało na inne wyspy, do Aten, a także za granicę w poszukiwaniu lepszego życia. W wielu miejscach na wyspie można spotkać opuszczone domy i całe gospodarstwa. W ostatnich latach część z nich została odremontowana i wystawiona na sprzedaż. Do niektórych domów zaczęli wracać ich właściciele.

   Położone na krawędzi starej wulkanicznej kaldery miasteczko Emporios do dziś jest prawie opustoszałe. Większość domostw jest opuszczona i popadła w ruinę. Mieszka tu zaledwie kilkanaście osób, choć z roku na rok odnawia się coraz więcej starych budynków. Miasto – widmo ma jednak wiele uroku. Zachowały się stare uliczki, kamienne fragmenty ścian, bramy, czasem całe domy. Na obrzeżach do dziś są wysadzane kamieniami dróżki prowadzące do opuszczonych ogrodów i gospodarstw. Bliżej centrum osady, pomiędzy zrujnowanymi budynkami wyrosły odremontowane domy, pomalowane na biało, z kolorowymi okiennicami i balkonami. Odbudowano też kościół, stojący na głównym placyku miasteczka. 
   Włóczyłem się po Emporios bardzo długo i zapomniałem o całym świecie. Chodząc po sennych uliczkach nie spotkałem żywego ducha, choć miałem nieodparte wrażenie fizycznej obecności starych mieszkańców tego opuszczonego miasta. Magiczną atmosferę Emporios potęgowały wspaniałe widoki na olbrzymią kotlinę, pośrodku której z daleka widać było krater wulkanu.
Get Adobe Flash player
   




   Zaraz za miasteczkiem, tuż przy drodze, znalazłem "Balconi Restaurant", której mały taras wisiał na urwistym zboczu. Siedząc przy stoliku jadłem tradycyjne choriatiki przygotowane wyłącznie z lokalnych składników i oglądałem krętą drogę prowadzącą do krateru. Nigdy przedtem nie byłem w knajpie z tak niesamowitym widokiem na okolice.
   Krater wulkanu leży pośrodku olbrzymiej niecki, która w czasach prehistorycznych była wielkim kraterem wulkanicznym powstałym wskutek gigantycznej erupcji. W czasach nowożytnych wulkan wybuchał kilka razy, ale niegroźnie – z krateru wydostawała się głównie para wodna i opary siarki. Do dziś wulkan jest czynny, a o jego aktywności przypominają bardzo częste trzęsienia ziemi, na szczęście bardzo łagodne. Do krateru prowadzi asfaltowa droga, którą trzeba zjechać pokonując strome zakręty. Potem jedzie się kilkaset metrów po płaskim dnie kotliny, aż do parkingu tuż obok krateru, który przez Nissyrian jest nazywany pieszczotliwie Stefanos.
   Zwiedzanie wulkanu jest niesamowitym przeżyciem. Krajobraz jest księżycowy – skały i dno olbrzymiego krateru są białe i żółte, z powodu krystalizującej się na powierzchni siarki. W wielu miejscach są dziury w skałach (fumarole), przez które pod ciśnieniem wydobywa się mieszanina pary wodnej, chlorowodoru i siarki. Wyraźnie czuć zapach zgniłych jajek, a podłoże jest bardzo gorące. Temperatura wyziewów dochodzi do kilkuset stopni! Obok syczących gazowych fontann znajdują się gorące bulgoczące błota, jakby ktoś na wolnym ogniu gotował gęstą maź. Chodząc wokół fumaroli i błot trzeba bardzo uważać, nie ma tu żadnych barierek ani podestów. Łatwo się poparzyć wyziewami albo pośliznąć na mazistym błocie.
    W czasie sezonu turystycznego krater jest pełen turystów, ja miałem to szczęście, że oprócz mnie było tu zaledwie kilka osób. We wnętrzu krateru było jak w piekarniku, od góry prażyło słońce, a od dołu gorące skały wulkanu. W pobliżu znajduje się jeszcze kilka miniaturowych kraterów, do których trzeba kawałek dojść; niestety musiałem zrezygnować z ich zobaczenia, bo czas mnie gonił.
Get Adobe Flash player
  
Wyjechałem na główną drogę, która wiła się wśród nagich skał aż na krawędź starej kaldery. Z jednej strony widać było morze i fragmenty brzegu, a z drugiej wnętrze wyspy z kraterem wulkanu. Po kilku minutach zauważyłem wyłożoną kamieniami dróżkę prowadzącą w dół do morza. Jazda samochodem była zbyt ryzykowna, więc zszedłem pieszo. Okazało się, że trafiłem do dawno opuszczonej osady Avlaki. Przed kilkudziesięciu laty było to kąpielisko znane przede wszystkim z gorących źródeł siarkowych. Do dziś stoi tu stary pensjonat i łaźnia, jest betonowe nabrzeże i kilka innych zrujnowanych budynków. Po drugiej stronie małego cypla jest plaża z czarnymi kamyczkami i jedyny zamieszkały dom "Galini House", w którym mieszka tajemniczy właściciel tego terenu. Na wyspie jest kilka miejsc, w których biją gorące źródła. Na przełomie XIX i XX wieku były to znane uzdrowiska, dziś są one niestety zapomniane i kompletnie puste.

Get Adobe Flash player
   Niedaleko Avlaki, z południowej strony krateru leży piękna wioska Nikia. Dawniej można się tu było dostać wyłącznie wyłożoną kamieniami drogą z porciku Avlaki, który dziś popadł w ruinę. Dziś do Nikii prowadzi wygodna asfaltowa droga, jednak dojazd nie należy do łatwych ze względu na ostre zakręty i strome podjazdy.
   W miasteczku na stałe nie mieszka nawet setka ludzi, ale można tu wspaniale odpocząć i dobrze zjeść. Centralnym miejscem jest plac, przy którym stoi okazały prawosławny monastyr oraz kilka tawern. W pobliżu powstało kilka przytulnych pensjonatów dla miłośników ciszy i spokoju. Byłem w Nikii w porze sjesty, uliczki były puste, a przy knajpianych stolikach siedziało zaledwie kilka osób. Miasteczko jest malutkie ale bardzo malownicze, warto tu przyjechać, powłóczyć się po wąskich uliczkach i leniwie posiedzieć przy szklance retsiny patrząc na wspaniałe krajobrazy. Widok krateru wulkanu jest stąd chyba najpiękniejszy.
Get Adobe Flash player
Get Adobe Flash player
   Nawet się nie spostrzegłem kiedy minął dzień, gdy wróciłem do hotelu już był wieczór. Miałem sporo czasu, żeby bliżej poznać Mandraki. Główna droga, a w zasadzie promenada prowadzi wzdłuż wybrzeża, od portu aż po zachodni kraniec miasta. Był październikowy wieczór, a pogoda wcale nie przypominała jesieni. Słońce grzało mocno mimo późnej pory, lekko wzburzone morze rozbijało fale o kamienisty brzeg. Wszyscy "jednodniowi" turyści wrócili już na Kos, miasto było ciche, spokojne i prawie puste. Takie chwile lubię w Grecji najbardziej, zwłaszcza na odległych wyspach. Czas płynie wolniej, jest ciepło, można godzinami wpatrywać się w morze siedząc w knajpie lub na ławce. Zauroczony pięknym miasteczkiem wróciłem do hotelu i zasnąłem jak kamień.
Get Adobe Flash player
Get Adobe Flash player
Tak magnetycznego morza jak w Mandraki nie spotyka się w Grecji zbyt często.
Get Adobe Flash player
   Następnego dnia miałem jeszcze kilka godzin zanim musiałem oddać samochód do wypożyczalni. Wcześnie rano pojechałem wzdłuż brzegu na dziki wschód wyspy. Przez kilkanaście kilometrów ciągną się tam wcale niezłe plaże, pokryte czarnym wulkanicznym piaskiem i drobnymi kamykami. O tej porze roku morze było nieco wzburzone. Kąpiel była trochę ryzykowna ale skusiłem się zamoczyć w bardzo ciepłej wodzie, której temperatura była dużo wyższa od temperatury powietrza. Bosko! W zasięgu wzroku nie było żywej duszy. Nissyros ponownie mnie zaskoczyła, tym razem piękną scenerią dzikich plaż.
Get Adobe Flash player
   Po oddaniu samochodu ruszyłem pieszo na zachód Mandraki, gdzie czekały na mnie kolejne atrakcje wyspy. Poszedłem najpierw wzdłuż brzegu, a potem odbiłem na wzgórze, na którym przed wiekami Joannici zbudowali twierdzę. Budowla bardzo ucierpiała wskutek najazdów agresorów i licznych trzęsień ziemi, ale w ostatnich latach zaczęto bardzo intensywne prace renowacyjne. Do fortecy idzie się najpierw przez wąskie uliczki miasta, a potem kamienną drogą aż na samą górę. Z częściowo odrestaurowanych murów widać jak na dłoni otaczające morze aż po horyzont, jak zwykle Joannici wykazali się świetnym rozpoznaniem terenu i zbudowali warownię w najlepszym miejscu na wyspie.
Get Adobe Flash player
   Schodząc ze szczytu poszedłem zobaczyć największy na Nissyros klasztor Panagia Spiliani zbudowany na skraju skalnego urwiska poniżej twierdzy Joannitów. Nie jestem specjalnym miłośnikiem świątyń, ale muszę przyznać, że ten monastyr robi duże wrażenie, a widoki na Mandraki są niepowtarzalne.
Get Adobe Flash player
   Po drugiej stronie klasztornego wzgórza kamienna droga kończyła się na pięknej, czarnej i zupełnie pustej plaży. To była ostatnia odkryta przeze mnie tajemnica wyspy.
Powoli mój czas na Nissyros dobiegał końca. Musiałem wracać do hotelu po bagaż. Idąc nabrzeżem nie mogłem sobie odmówić małej przekąski w jednej ze świetnych tawern. Godzinę później siedziałem już na pokładzie promu, którym popłynąłem do Kardameny na Kos.
   Mój pobyt na Nissyros będę pamiętał bardzo długo. Wyspa jest pełna tajemnic, których odkrywanie sprawiło mi niesamowitą przyjemność i nie raz poczułem dreszczyk emocji. Kto nie widział Nissyros, niech żałuje, bo jest to jedno z najpiękniejszych miejsc Dodekanezu.