Zawsze
było mi bardzo trudno zdecydować, która grecka wyspa powinna się
znaleźć na trasie mojej podróży. Są oczywiście takie wyspy,
których nie zobaczyć po prostu nie wypada, bo są od zawsze
greckimi symbolami, najczęściej obleganymi przez turystów i niemal
każdy zna chociaż ich nazwy.
Są
jednak też wyspy mniej popularne, nierzadko wręcz zapomniane,
czasem z dala od szlaków turystycznych, wyspy dzikie, tajemnicze,
prawie niedostępne, nie skażone postępem cywilizacyjnym.
Inspiracje
do snucia planów odwiedzenia właśnie takich miejsc mogą być
różne: zdjęcie znalezione w sieci, ciekawa historia z przeszłości,
wspomnienia kogoś, kto je odwiedził, rady znajomych. A jak już
moja ciekawość zostanie pobudzona, to wpadam w pułapkę, z której
najczęściej jest tylko jedno wyjście: podróż właśnie na tę
wyspę. W takiej chwili zaczynam gromadzić wszelkie dostępne
informacje: trochę historii, miejsca warte zobaczenia, połączenia
promowe, lista hoteli i pokoi do wynajęcia, zdjęcia, mapy.
Kombinuję, wysyłam maile z zapytaniami, dopasowuję daty i godziny
promów, szukam fajnych pensjonatów i staram się skleić to
wszystko w całość.
W
ubiegłym roku, gdzieś w okolicach czerwca, wpadła mi w oko w
Internecie fotografia klasztoru Chozoviotissa na wyspie Amorgos na
Cykladach. Wcześniej do odwiedzenia tej wyspy namawiała mnie Ania z Korfu. Od razu wiedziałem, że po prostu muszę tam jechać.
CHOZOVIOTISSA MONASTERY, AMORGOS ISLAND |
Amorgos
leży we wschodnich Cykladach, w archipelagu zwanym w Grecji "Małe
Cyklady". Jest wyspą małą – jej długość nie przekracza
30 km, a w najszerszym miejscu 5. Na stałe mieszka tu niewiele ponad
1500 osób. Są tu dwa porty – Katapola i Aegiali oraz kilka
miasteczek zawieszonych na stromych i wysokich górach. Amorgos jest
nazywana – i słusznie! - wyspą wielkiego błękitu. Otaczające
strome klify morze ma niesamowity kolor, niespotykany gdzie indziej
na Morzu Egejskim – niebieskogranatowy, bardzo głęboki,
błyszczący w słońcu niesamowitym blaskiem. To własnie na tej
wyspie Luc Besson nakręcił swój słynny film "Le grand bleu".
Po
kilku tygodniach wyszukiwania połączeń i noclegów, po zdobyciu
wszelakich potrzebnych informacji, planów, map, adresów i telefonów
moje plany się... ziściły! 11 września poleciałem do Aten. Po
nieprzespanej nocy w Pireusie wsiadłem na wielki prom płynący na
Cyklady, na wyspę Naxos.
BLUESTAR PAROS - OLBRZYMI PROM NA CYKLADY |
12
września 2012 roku po południu przypłynąłem szybkim katamaranem
z Naxos do Katapoli, głównego portu wyspy Amorgos.
SEAJET - SZYBKI KATAMARAN |
Nie obyło się
bez przygód: tego dnia wiał tak strasznie silny wiatr, że
większość zaplanowanych rejsów została odwołana, jednak moja
łódka wypłynęła w morze. Trudno było utrzymać się na nogach
na nadbrzeżu. Było to coś zadziwiającego – na niebie nie było
ani jednej chmurki, było gorąco jak w piekle i wiał nieco
spóźniony, ale bardzo silny wiatr meltemi. Katamaran bujał się na
falach jak skorupka, pasażerowie chorowali i był zakaz wyjścia na
pokład. Po przeszło godzinie nagle wiatr ustał. Prom wpłynął do
zatoki Katapoli. Moim oczom ukazała się wyspa Amorgos, a mnie po
plecach przeszły ciarki.
Co
widziałem na Amorgos i jakie mam wspomnienia z tej niezwykłej wyspy
– opowiem w następnych postach.
Pamiętam jak dziś dzień kiedy wyklikałam Ci A M O R G O S....
OdpowiedzUsuńJa też pamiętam! W zasadzie to mnie namówiłaś a ja o tym nie napisałem. Wstyd mi :-( Już poprawiłem tekst.
UsuńEhhh ta Grecka ziemia... cóż ona z ludźmi wyprawia :) Swoją drogą zdjęcia klasztoru robią wrażenie... zwłaszcza te, które robiłeś o poranku :)
OdpowiedzUsuńJa tylko powiedziałam że marzę o Amorgos ponieważ jest wyjątkową wysepką a Ty poczułeś jej piękno :-)
OdpowiedzUsuń