Kolejnym przystankiem na trasie mojej jesiennej wyprawy na Dodekanez była malutka wyspa Lipsi, leżąca pomiedzy Leros i Patmos. Można się tu łatwo dostać promem, który łączy wiele wysp archipelagu, ale dzień i godzinę przybycia i odpłynięcia trzeba dokładnie przemyśleć, żeby na każdej wyspie spędzić kilka dni.
Lipsi jest niezwykle popularna wśród żeglarzy z całej Europy, którzy licznie przypływają do tutejszego portu zwłaszcza latem, jednak sezon trwa tu niemal cały rok. Przystań jachtowa była zapełniona nawet w październiku, a porcik tętnił życiem, zwłaszcza nocą.
Amatorzy żeglowania mają tu raj – z łatwością mogą się zaopatrzyć w lokalne produkty spożywcze, odwiedzić kilka tawern, a przede wszystkim wybrać się w podróż dookoła wyspy i zobaczyć kilkanaście wysepek otaczających Lipsi.
Na wyspie mieszka niewiele ponad 800 osób, głównie w miasteczku portowym. Kiedyś było ich tu więcej, jednak większość z nich przeniosła się do Aten lub wyemigrowała za granicę.
W porcie jest tylko kilka hoteli, a w zasadzie pensjonatów, które goszczą turystów przybyłych promami. Żeglarze oczywiście mieszkają na swoich jachtach. Za to knajp i restauracji jest bardzo dużo. Właściciele zapraszają zgłodniałych do swoich kuchni, w których na własne oczy można zobaczyć "potrawy dnia" i zdecydować, na co ma się ochotę. Jak ktoś nie ma czasu na przesiadywanie w tawernie, może zjeść coś na szybko w barach lub od ulicznych sprzedawców grillowanych owoców morza.
Całe życie wyspy skupia się praktycznie w porcie i wokół portu, jest to jedyna miejscowość na Lipsi. W porcie jest wszystko, co potrzebne do życia – bank, poczta, policja, doskonałe piekarnie i świetnie zaopatrzone sklepiki ze wszelakimi produktami.
W wielu miejscach na wyspie są porozrzucane pojedyncze domy, gospodarstwa, a czasem nawet tawerny, jednak knajpy poza sezonem są zamknięte, a w odosobnionych domach mieszkają hodowcy kóz. Na całej wyspie nie brakuje za to kapliczek i kościółków, każdy z nich jest wypielęgnowany i odmalowany, wewnątrz palą się świece, zupełnie nie wiadomo przez kogo zapalone...
Na Lipsi jest świetnie zorganizowana lokalna społeczność, która dba o czystość, prowadzi biuro podróży, jest bardzo aktywna w propagowaniu wyspy wśród turystów i organizuje różne imprezy.
Po wstąpieniu Grecji do Unii Europejskiej zbudowano na wyspie kilkanaście kilometrów dróg, ale poza sezonem są one praktycznie puste. Na Lipsi nie ma ani jednej wypożyczalni samochodów, a jesienią nie kursują publiczne autobusy i żadna z dwóch taksówek. Latem jest zupełnie inaczej, do kilku miejsc na wyspie można podjechać mikrobusem, pożyczyć skuter albo wybrać się na wycieczkę łódką lub jachtem.
Podczas mojego krótkiego pobytu na Lipsi musiałem się zdać na własne nogi. Lipsi nie jest duża – główna droga wzdłuż wyspy ma tylko kilka kilometrów, więc nie jest specjalnie trudno przejść z jednego końca na drugi. Jednak jeśli się chce zobaczyć wybrzeże, trzeba trochę więcej wysiłku przemierzając strome kamienne ścieżki nad morze.
Pogoda była wyśmienita – było bardzo ciepło i bezchmurnie. Następnego dnia po przybyciu na wyspę od wczesnego ranka do wieczora zrobiłem sobie bardzo długą pieszą wycieczkę. Najpierw przeszedłem wzdłuż brzegu na północny kraniec Lipsi, docierając do znanej zatoki Platis Gialos, gdzie jest przyjemna plaża wśród tamaryszków leżąca nad bajecznym morzem. Potem poszedłem jeszcze dalej, aż do pięknego kościółka niedaleko wrzynającej się w ląd wąskiej zatoczki z cumującymi w niej małymi łódkami.
Największa atrakcja jednak czekała mnie na wschodzie wyspy. Po kilku godzinach błądzenia po zupełnie nieoznakowanych i pustych ścieżkach udało mi się dotrzeć do plaży Monodendri. Po grecku to zlepek dwóch słów: "mono" – jedno, "denri" – drzewo. Przypadkiem zauważyłem przykręcony drutem do płotu wypłowiały, prawie niewidoczny z daleka "drogowskaz" pokazujący ścieżkę do tego niezwykłego miejsca. Zszedłem kilkanaście metrów w dół do morza i moim oczom ukazał się tak piękny widok, że aż przysiadłem z wrażenia.
Nie będę się silił na opisanie plaży – zobaczcie ją na zdjęciach. Jak to jedyne w okolicy drzewo jest w stanie rosnąć od kilkudziesięciu lat na skale, tego nie wiem i pozostanie to chyba tajemnicą natury. Byłem tam zupełnie sam jak w nierealnym świecie, patrząc z niedowierzaniem na otaczające mnie spokojne morze. Muszę stwierdzić, że to jedno z najpiękniejszych miejsc, które widziałem w Grecji.
Mój pobyt na Lipsi kończył się następnego dnia. Rano powłóczyłem się po leniwym porcie, po czym wsiadłem na prom i popłynąłem na Kalymnos. Nigdy nie zapomnę Lipsi, może jeszcze kiedyś tu wrócę, żeby popłynąć na bezludne wysepki, które poza latem są zupełnie niedostępne...
Wprowadził mnie Pan w błąd. Zasugerowałam się pańskim wpisem i schodziłam na piechotę wszystkie południowe zatoki w poszukiwaniu Monodendri, które okazało się być na połnocnym wschodzie wyspy.
OdpowiedzUsuńFaktycznie niezbyt dokładnie podałem lokalizację, za co przepraszam. Już poprawiłem. Byłem na ponad 50 greckich wyspach i czasem po prostu pamięć zawodzi. Mam nadzieję, że pomimo długiej wędrówki w końcu zobaczyła Pani ten mały raj. Zawsze powtarzam, że podczas zwiedzania podstawa to dobra mapa albo GPS - bardzo łatwo zgubić drogę i zabłądzić. Pozdrawiam.
Usuń