czwartek, 12 grudnia 2013

PRZEBUDZENIA


   Po kolejnym pełnym wrażeń dniu pobytu w Grecji zawsze z wielką przyjemnością rzucam się na wygodne łóżko i w ciągu kilku minut zasypiam. Śpi mi się świetnie, krótko, akurat tyle, ile potrzeba. A potem następuje przebudzenie. Otwieram oczy, sprawdzam, czy jestem w Grecji - a może mi się nadal śni? - ale jeśli po uszczypnięciu stwierdzam, że to jednak nie sen, zaczynam się budzić. Patrzę sobie na morze przez okno hotelowego pokoju, po czym wskakuję pod prysznic, zmywam z siebie retsinę z poprzedniego dnia, wychodzę z pokoju i – jeśli mam zapewnione śniadania – lecę do stolika, najczęściej na dworze pod parasolem. Słońce już zaczyna dopiekać. Cierpliwie czekam na obsługę hotelową, która ziewając przygotowuje mi pyszne greckie śniadanie.


Często pensjonaty i hotele nie oferują wyżywienia, wtedy szukam miejscowej piekarni. To nic trudnego – wystarczy się przejść i poczuć rozchodzący się zapach świeżo upieczonego chleba albo pójść za kobietami niosącymi siatki, na pewno idą kupić jakieś pieczywo. Piekarnie to najwcześniej otwierane sklepy, spotkałem takie, które były czynne już od 6 rano. Podczas, gdy wszystko dookoła jest jeszcze zamknięte na głucho – w piekarniach już panuje duży ruch. Kupują wszyscy – mieszkańcy, rybacy, właściciele knajp i barów, turyści. Greckie piekarnie nie mają sobie równych – oprócz chleba, różnych bułek i bułeczek można w nich kupić przeróżne nadziewane ciasta, placki i ciastka na słodko i na słono, lokalne wypieki, baklawę, ciasteczka z migdałami, polane miodem, posypane orzechami. Na półkach bardzo często parują wyjęte prosto z pieca ogromnej wielkości i bardzo smakowite ciastka z ciasta filo, ze szpinakiem, z serem feta lub innym lokalnym, szynką, kiełbaskami, z owocami. W dużych piekarniach wybór jest imponujący. Nierzadko można też napić się kawy przy stoliku na zewnątrz lub w środku. W małych miasteczkach piekarnie są skromniejsze i krócej otwarte. Jak ktoś się spóźni, może odejść z kwitkiem.
   Grecja budzi się ze snu, powoli, bez pośpiechu. Właściciele kafejonów i kawiarni obowiązkowo zamiatają ulice i zmywają je wodą. Po chwili rozstawiają stoliki i krzesła. Mieszkańcy z wolna też się budzą i przybywają do kafejek. Zamawiają kawę, niektórzy nawet ouzo. Mężczyźni palą papierosy i cygaretki, dyskutują o polityce i jedzą śniadania. Jest bardzo wcześnie, dopiero po 7, a już wszyscy są na nogach.


Przyjeżdża furgonetka z dzisiejszym połowem ryb, właściciele wystawiają zdobycze w metalowych koszach, mieszkańcy podchodzą i zastanawiają się czy kupić rybki czy nie i za ile. Tak czy siak ktoś w końcu kupuje, koszyki pustoszeją i trzeba czekać na wieczorne przysmaki z zakupionych ryb i owoców morza w pobliskich tawernach. Świeżo złowione ośmiornice lądują na sznurach do suszenia w słońcu, które zaczyna grzać coraz mocniej. Właściciele spożywczaków zaczynają otwierać swoje sklepy. 


   Kawa się parzy na kuchniach w knajpach i w domach, jej zapach rozchodzi się dokoła. Młynki mielą długo świeże ziarna. Chcesz kawę grecką, latte, espresso, frappe i jaką byś sobie wymarzył? No problem. Kawa w Grecji jest chyba najlepsza na świecie, pachnie wspaniale, daje mocnego kopa, smakuje idealnie, już sam jej zapach potrafi obudzić lepiej niż budzik.


   A jak się wypije kawę - czas na śniadanie. Greckie tradycyjne śniadanie to jogurt z miodem i owocami, do tego może kawałek chleba, sera, pomidor, oliwki i tyle. Jogurt jest boski – nigdzie na świecie nie ma tak gęstego i pysznego. Jasne, że jada się również jajka i sery, omlety, wędliny, marmolady i dżemy, ale chodzi o to, żeby śniadanie było proste i sycące. Grecki chleb jest bajecznie dobry, wystarczy sam chleb i masło, żeby rozpocząć dzień. 


   Wszyscy jedzą – w kafejonach i knajpkach, w domach, na łódkach i jachtach krzątają się jeszcze nie całkiem trzeźwi amatorzy żeglowania. Turyści wracają do hoteli z porannymi zakupami i zaczynają pitrasić w pokojach i studiach, które w większości są wyposażone we wszystko, co jest potrzebne do gotowania. Bon apetit!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz