Wylądowałem na lotnisku na Korfu, wyszedłem na zewnątrz i fala ciepłego powietrza zupełnie mnie otumaniła. Na zewnątrz czekał na mnie przesympatyczny Grek z wypożyczalni samochodów, który przekazał mi pandę. Trochę rozkojarzony pojechałem według wskazówek do Ipsos, gdzie miałem zaklepany hotel. Musiałem wykonać kilka telefonów, żeby zlokalizować miejsce, ale w końcu trafiłem.
Po wniesieniu walizy natychmiast poleciałem nad morze szukać knajpy. Po kilku godzinach lotu byłem głodny jak wilk. Krótki spacer wzdłuż morza nie mógł się udać – zapachy jedzenia były najważniejsze. Znalazłem fajną tawernę i... nie mogłem wstać od stolika. Zupełnie zapomniałem, że jedno danie jest w Grecji nie do przejedzenia, a ja zamówiłem dwa...
Po powrocie do hotelu chciałem spokojnie zasnąć, ale gdzie tam. Po chwili rozpętała się taka burza, że zrobiło się całkowicie ciemno, ściana deszczu zasłoniła widok z balkonu. Pioruny waliły jak opętane, czarne chmury przewalały się zaraz za oknem i wysiadło zasilanie. Byłem jednak tak zmęczony, że zasnąłem jak małe dziecko.
Obudziłem się wcześnie rano. Burza odeszła daleko, ale wciąż było szaro i ponuro. Wiał wiatr i miałem nadzieję, że przegoni chmury. Musiałem zmienić wcześniej ustalony plan. Co robić, kiedy na niebie kotłują się chmurzyska? Tylko jechać do stolicy Korfu, którą turyści nazywają z angielska Corfu Town, a dla Greków jest to Kerkira. Tam pomimo deszczu można się schronić pod dachem.
Obudziłem się wcześnie rano. Burza odeszła daleko, ale wciąż było szaro i ponuro. Wiał wiatr i miałem nadzieję, że przegoni chmury. Musiałem zmienić wcześniej ustalony plan. Co robić, kiedy na niebie kotłują się chmurzyska? Tylko jechać do stolicy Korfu, którą turyści nazywają z angielska Corfu Town, a dla Greków jest to Kerkira. Tam pomimo deszczu można się schronić pod dachem.
Wsiadłem w samochód i pojechałem do odległej kilka kilometrów stolicy.
Zaparkowałem auto niedaleko portu, do którego przypływają olbrzymie
promy z Włoch i innych greckich wysp. Opracowałem własny plan
zwiedzania. Mój pobyt na wyspie był bardzo krótki i niestety wszystkiego
nie byłem w stanie zobaczyć. Jeden dzień w stolicy to zdecydowanie za
mało.
Na pierwszy ogień poszły dwie potężne korfickie fortece, które w przeszłości broniły wyspę przed nieproszonymi gośćmi. Na szczycie jednej z nich jest latarnia morska, a na drugiej ogromny krzyż. W starych fosach cumują dziś małe łódki i jachty. Chwilami zacinał deszcz, byłem przemoknięty, a mimo to jakimś cudem wszedłem na obydwie góry, skąd rozciąga się nieprawdopodobny widok na miasto. Wiał dość silny wiatr, a chmury wyczyniały na niebie niesamowite akrobacje. Na pewno warto było tam wejść pomimo nie najlepszej pogody.
Po zejściu z twierdzy poszedłem na starówkę, która zajmuje część miasta przy starym porcie. Oczywiście Kerkira to nie tylko stare miasto, tuż obok stoją też nowe domy. Współczesna zabudowa bardzo dobrze współgra ze starymi budynkami. Starówka Kerkiry jest nadzwyczajna. Wchodząc tu czułem się jak przeniesiony w czasie. Średniowieczne domy i wąskie uliczki są niezmienione od stuleci, nawet jak przed laty na sznurach suszy się pranie. Hotele, pensjonaty i małe tawerny wtopiły się w otoczenie zupełnie niezauważenie.
Patronem Korfu jest święty Spirydion, który żył na przełomie III i IV wieku na Cyprze, był znany ze swojego ascetycznego żywota i uzdrowicielskich mocy. Co ciekawe - nigdy za życia nie był na Korfu. Jego szczątki przewieziono na wyspę w obawie przed Turkami. Relikwie leżą w srebrnej trumnie w kościele z charakterystyczną dzwonnicą górującą nad miastem. Hołd świętemu składają wszyscy mieszkańcy wyspy niezależnie od dnia i pory roku. Jest też mnóstwo wyznawców prawosławia z zagranicy (głównie z Rosji), którzy przyjeżdżają tu specjalnie po to, żeby oddać cześć świętemu i prosić o cud uzdrowienia. Kolejka do trumny jest bardzo długa. Wiele osób pisze na karteczkach swoje życzenia i prośby, po czym oddaje je mnichowi, który wrzuca je do specjalnej urny. Kapłani w kościele są bardzo życzliwi i chętnie rozmawiają ze wszystkimi.
W mieście nie brakuje dużych placów i przestronnych bulwarów z eleganckimi kawiarniami pod imponującymi arkadami. Ulice są pełne ludzi, nawet poza sezonem i przy niesprzyjającej pogodzie. Na głównym placu często można zobaczyć ślubne orszaki i uliczne orkiestry.
Atmosfera miasta jest po prostu niesamowita.
Sklepy i stragany oferują setki pamiątek i lokalnych produktów.
Restauracje i tawerny proponują same smakowitości. Po dość wyczerpującym spacerze musiałem zajrzeć do jednej z nich. Podano mi półmisek korfickich mięs z grilla: kiełbasy, kaszanki i inne niezydentyfikowane pyszne mięsiwa, obowiązkowo z sosem tzatziki.
Po obiedzie chodziłem jeszcze długo po malowniczych ulicach. Niestety pogoda znowu zaczęła się psuć i rozpadało się na dobre. Przemokłem do suchej nitki, a co gorsze woda zalała mi torbę, w której miałem mapy i karty do aparatu. Niestety, część zdjęć przepadła...
Wróciłem do hotelu w Ipsos, gdzie o dziwo nie było śladu deszczu. Po dniu pełnym wrażeń miałem sporo czasu na zaplanowanie kolejnych dni mojego pobytu na Korfu.