Pomimo dobrze rozwiniętej komunikacji promowej na Cykladach nie zawsze udaje się znaleźć dogodne, bezpośrednie połączenie, które by pasowało do naszego planu podróży. Zazwyczaj okazuje się, że prom kursuje dzień wcześniej lub później albo wcale. W takim wypadku trzeba trochę pokombinować i poszukać kilku tras z przesiadką lub kilkoma przesiadkami. Czasem jedynym rozwiązaniem jest rozłożenie podróży na dwa etapy i dodatkowy nocleg po drodze.
Taka właśnie sytuacja przydarzyła mi się, kiedy chciałem się przedostać z Koufonisi na Folegandros. Bezpośredniego połączenia pomiędzy wyspami nie ma, więc zdecydowałem się najpierw popłynąć na Naxos, a potem na Ios, skąd następnego dnia miałem prom na Folegandros. Częsta zmiana promów i krótkie pobyty na "dodatkowych" wyspach wcale mi nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie – Naxos i Ios już kiedyś widziałem i bardzo chętnie chciałem je zobaczyć ponownie.
Wczesnym rankiem przypłynąłem na Naxos. Byłem tu już kilka razy, najczęściej właśnie po to, żeby przesiąść się na inny prom. Tym razem miałem kilka godzin do odpłynięcia na Ios, więc postanowiłem przetrzeć stare szlaki, przypomnieć sobie miasto i najbliższe okolice. Pogoda na zwiedzanie nie była zła, ale fatalna do robienia zdjęć. Było niemal bezwietrznie, bardzo ciepło ale niebo całkowicie zakrywały szare chmury.
Port Naxos jest bardzo ważnym węzłem komunikacyjnym Cyklad, stąd dość łatwo i prosto można się dostać na większość znanych wysp oraz do Pireusu i Rafiny. Intensywne życie portowe trwa tu od rana do późnego wieczora. Nabrzeże portowe jest zawsze pełne samochodów, kontenerów i paczek czekających na duże i mniejsze promy. Na turystów czekają przedstawiciele hoteli i pensjonatów zachęcając do wybrania ich oferty noclegowej. W okolicznych kawiarniach i tawernach ludzie czekają na swoje promy. Jeśli przerwa w podróży trwa dłużej, można zostawić bagaże w przechowalni portowej i pójść na spacer.
W latach siedemdziesiątych XX wieku wyspa Ios stała się przystanią dla hipisów z całego świata. Mieszkańcy wyspy na początku podchodzili do nich z dystansem, ale w końcu zaakceptowali i polubili tych szczególnych turystów. Hipisi przypływali na Ios starymi rozklekotanymi promami z Pireusu i najczęściej zakładali swoje obozowiska na pięknych plażach. Spali w śpiworach pod gołym niebem, niektórzy rozbijali namioty pod tamaryszkami. Na Ios długo nie obowiązywały przepisy o zakazie biwakowania poza wyznaczonymi miejscami. Nawet dziś lokalne władze patrzą przez palce na namioty rozbite "na dziko".
Życie na Ios toczyło się głównie w nocy. Późnym popołudniem hipisi przychodzili tłumnie do Chory i przesiadywali w klubach i barach do białego rana. Wąskie uliczki miasteczka były wypełnione po brzegi młodymi ludźmi. Panowała atmosfera pełnego relaksu i nieskończonej zabawy. Towarzystwo co noc wypijało hektolitry miejscowego wina i piwa, przepalając drinki marihuaną. Nie było żadnego problemu z dostępem do narkotyków, nawet miejscowa policja po cichu akceptowała palenie skrętów w miejscach publicznych.
Pamiętam jak byłem pierwszy raz na Ios, jakoś chyba w 1984 roku, kiedy w środku nocy w Chorze była jedna wielka impreza. Wszystkie knajpy były pełne gości, ci, dla których zabrakło krzeseł przy stolikach siedzieli na uliczkach i świetnie się bawili. Co najważniejsze, w trakcie tych nieustannych imprez prawie nigdy nie dochodziło do awantur i bijatyk. Dopiero później, kiedy Ios zyskała miano "imprezowej wyspy", zaczęli się tu pojawiać młodzi ludzie niemający nic wspólnego z ruchem hipisowskim, a jedynie zwabieni możliwością zapalenia trawki i upicia się do nieprzytomności.
Z biegiem lat sytuacja na Ios się zmieniła. W okolicach odkrytych przez hipisów bajecznych plaż wybudowano mnóstwo hoteli, wprowadzono zakaz biwakowania "na dziko", z uliczek Chory znikli handlarze marihuany. Ale nie do końca. Ios cały czas przyciąga młodych ludzi z całego świata, którzy chcą się zabawić w bajkowej scenerii. Jeszcze długo wyspa będzie kojarzona z nocnymi imprezami bez granic. Co prawda nie można już tak swobodnie jak kiedyś spędzić tu wakacji, ale dla chcącego nie ma nic trudnego. Nie ma chyba innej greckiej wyspy z tak wieloma plażami dla nudystów, biwakowanie "na dziko", choć oficjalnie zabronione, jest praktykowane w wielu miejscach, a zapalenie skręta podczas nocnego pobytu w barze wcale nie jest trudne.
Na Ios jest wiele pięknych plaż, do których można łatwo dotrzeć szczególnie latem, kiedy kursują lokalne autobusy. Właśnie te małe, nieodkryte jeszcze przez masową turystykę plaże przyciągają współczesnych hipisów, czyli ludzi, którzy cenią sobie obcowanie z dziką naturą. Na innych wyspach odosobnione plaże są z reguły puste, ale na Ios zawsze w takich miejscach jest rozbity namiot i ktoś pływa w krystalicznie czystym morzu.
Hipisi na Ios zrobili wyspie niesamowitą reklamę, z roku na rok wyspa przyciąga coraz więcej turystów. W dalszym ciągu jednak Ios jest traktowana trochę po macoszemu, choć na to zupełnie nie zasługuje. Z drugiej strony to dobrze, bo jeszcze nie dotarły tu tłumy i nawet latem można znaleźć prawdziwe oazy spokoju.
Na Ios promy przypływają do leżącego w zatoce portu Ormos. Miasteczko jest szczególnie piękne wieczorem, kiedy świecą się nadmorskie latarnie. Ja przypłynąłem do portu koło południa, zaraz za terminalem czekał na mnie bus do hotelu.
Mój pobyt na Ios był bardzo krótki, chciałem zobaczyć jak najwięcej, więc wybrałem hotel, z którego było blisko zarówno do Chory jak i na najbardziej znaną plażę Mylopotamos. Pogoda bardzo mnie zawiodła, było pochmurno, a wieczorem nawet padał deszcz. Nie przeszkodziło mi to jednak żeby wybrać się na wycieczkę do Chory, czyli stolicy wyspy. Miasteczko znajduje się powyżej portu, na charakterystycznej skale. Na czubku wzniesienia zbudowano piękny kościół. Obowiązkowo trzeba wejść na szczyt, skąd można podziwiać fantastyczne widoki na wyspę. Noc na Ios jest szczególnie piękna, a jak ktoś trafi na pełnię Księżyca to padnie z zachwytu.
Chora to przede wszystkim dziesiątki ślicznych, wąskich uliczek, przy których znajdują się knajpki, kawiarnie, bary, nocne kluby i przeróżne sklepy. Miasto po południu było puste, zaczęło się zapełniać dopiero wieczorem. Nie była to jednak wyspa Ios, którą zapamiętałem, kiedy byłem tu 35 lat temu. Brakowało mi gwaru, śmiechu hipisów, a nawet zapachu palonej marihuany. Było inaczej, może dlatego, że był maj, a może dlatego, że czasy hipisów na Ios już się skończyły.
Późnym wieczorem wróciłem do hotelu. Z balkonu widać było pięknie oświetlone wzgórze. Lokalizacja hotelu była idealna, do Chory było zaledwie kilka minut spacerem, a do najładniejszej plaży na wyspie niewiele dłużej.
Następnego dnia wcześnie rano poszedłem właśnie na tę plażę – Mylopotamos Beach. Najpierw wspiąłem się na niewielkie wzniesienie koło hotelu, skąd rozpościera się cudowny widok na zatokę. Plaża ma kilka kilometrów długości, jest bardzo szeroka, a morze jest płytkie i idealne do pływania. Nic dziwnego, że właśnie tu – jeszcze nie tak dawno – koczowali na piasku hipisi. Miejsce jest magiczne: spokojne przezroczyste morze, słońce, złoty piasek... Dziś plaża Mylopotamos jest bardziej komercyjna niż kiedyś, stoją tu leżaki i parasole, wokół pełno knajpek i hoteli, ale atmosfera dawnych lat pozostała. Nie pozwolono na pełną komercjalizację plaży, nowe hotele są dyskretnie schowane z dala od morza i nie burzą sielskiego widoku.
Słyszałem, że w okolicy Mylopotamos planowana jest budowa nowoczesnego kompleksu hotelowego. Mam nadzieję, że amatorzy luksusowych wakacji będą mogli wypinać swoje ciała do słońca, podczas gdy zwykli turyści w tym samym czasie będą cieszyć się pięknymi plażami na Ios śpiąc w śpiworach na piasku. Bo w końcu taka jest wyspa Ios.
Dwa dni na Ios zleciały strasznie szybko. Nie planowałem zwiedzania wyspy, więc byłem bardzo zadowolony, że udało mi się aż tyle zobaczyć i odświeżyć stare wspomnienia. W południe wsiadłem na prom i odpłynąłem na jedną z najbardziej tajemniczych greckich wysp – Folegandros.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz