wtorek, 19 listopada 2013

PLANOWANIE PODRÓZY

    Planowanie każdej podróży do Grecji jest dla mnie niezwykłą frajdą. Zdawałoby się, że to bardzo proste, ale nie dajcie się zmylić pozorom!
Jeśli się chce podróżować samemu i załatwiać wszystko na własną rękę, każdy szczegół wyprawy musi być dokładnie opracowany: skąd - dokąd, o której godzinie – za ile, jakim środkiem transportu – dlaczego właśnie tym…
Gdy choć jeden z tych elementów się przeoczy, zignoruje albo źle zaplanuje – skutki mogą być opłakane. Albo się przepłaci, albo się spóźni i straci czas (dobrze, jeśli kilka godzin, a nie kilka dni)… Błąkanie się z ciężką walizą w środku nocy po pustej przystani to – uwierzcie mi – nic przyjemnego.
Przed każdym wyjazdem do Grecji pilnie studiuję rozkłady lotów, promów i autobusów. Od tego bowiem zależy, gdzie i kiedy pojadę, co zobaczę… Co prawda, budowanie zamku na piasku, bo greckie rozkłady jazdy są publikowane w ostatniej chwili i nie są zbyt wiarygodne, ale jednak – planować trzeba! Grecja jest sezonowa. W zasadzie całe życie w atrakcyjnych greckich miejscach, nawet tych mało znanych, zależy od tego, kiedy się je odwiedza. Rok jest podzielony na sezony (w domyśle - turystyczne, czyli zależne od tego, kiedy w danym miejscu zjawi się choć jeden turysta):
    1. „Low season”, czyli „sezon niski”, który trwa od początku kwietnia do ostatniej dekady maja, a potem od pierwszych dni października do połowy listopada. Otwarte są tylko lokalne knajpy, funkcjonuje bardzo mała ilość hoteli i pensjonatów, Grecy dopiero budzą się do życia po zimowym śnie lub się do niego szykują. Większość sklepów z pamiątkami jest zamknięta na głucho, nadmorskie tawerny wyglądają jak po przejściu tajfunu, leżaki i parasole na plażach leżą w stertach. To świetny czas na odwiedziny Hellady – nie ma turystów, wiosną wszystko kwitnie dookoła i wręcz wybucha kolorami, ceny są niskie, a temperatury bardzo przyjazne gościom z Północy. Woda w morzu doskonale orzeźwia – Grecy patrzą na kąpiących się przyjezdnych ze zdziwieniem, ale też im kibicują, nie wiedząc, że woda w Bałtyku o tej porze roku nie przekracza 13 stopni . Deszcze wycofują się znad rejonu Morza Egejskiego, słońce przyjemnie praży i można naprawdę odpocząć i zobaczyć piękne miejsca bez tłumów z Neckermanna i innych biur podróży. Jeszcze nie czas... Promy kursują według rozkładu zimowego, nie wszystkie lokalne łódki już pływają, nie ma zbyt szerokiej oferty dla turystów. Wszystkim żądnych ciepła, wspaniałego morza i ciszy polecam ten okres na odwiedziny Grecji pomimo wielu „braków”. Grecja bez turystów jest obłędna!
    2. „Middle season” trwa w Grecji od czerwca do lipca i od końca sierpnia do końca września. Jest to wspaniały okres na odwiedzenie tego kraju – promy, samoloty, autobusy, lokalne kaiki kursują częściej, statki wycieczkowe proponują świetne oferty rejsów za dobrą cenę. Pogoda gwarantowana – oślepiające słońce, coraz więcej wiatru (meltemi wieje w lecie), coraz cieplejsze morze. Zaczynają się przyloty czarterami, niestety… Setki Rosjan, Niemców, Włochów i innych powolutku zaczynają opanowywać Grecję. Ich liczba jeszcze nie przeraża, ale już są widoczni.
    3. „High season”, czyli… masakra. Od ostatniej dekady lipca do końca sierpnia należy unikać wyjazdów do Grecji. Hotele windują ceny, restauracje też, jakość wszystkich usług wyraźnie spada, choć turyści myślą, że są w raju. Ja się nie dziwię, ale stanowczo odradzam. Chyba, że ktoś lubi tłumy, leżaki i parasole „pod sznurek” i zdjęcia na tle morza z przypadkowo spotkaną parą z Litwy.
    4. „No season” trwa od listopada do marca. W tym okresie Grecy jadą na wakacje i może dlatego życie tu zamiera. A szkoda, bo podobno w zimie Grecja też ma się czym pochwalić...

Genialnym rozwiązaniem jest wypożyczenie samochodu, choćby na 1 dzień. Wypożyczalnie są dosłownie wszędzie, a ceny są rozsądne. Greckie drogi, nawet na wyspach, są świetne, można dojechać prawie wszędzie, nawet tam, gdzie nie dojeżdżają autobusy. Benzyna jest makabrycznie droga, ale oszczędna jazda pozwala sporo zaoszczędzić. Opcja „rent a car” jest jednak przeznaczona tylko dla zaawansowanych kierowców – greckie drogi potrafią dać w kość, zakrętasy pod kątem 360 stopni to chleb powszedni, a podjazdy i zjazdy prawie pionowo też.
Są w Grecji miejsca, w których nie ma wypożyczalni samochodów ani skuterów, gdzie nie kursują autobusy i nie ma taksówek, a poza sezonem łódki zimują w portach. Jedynym rozwiązaniem na zwiedzenie okolic jest... piesza wycieczka. Czasem trzeba iść kilka, a nawet kilkanaście kilometrów, ale cel zawsze wynagrodzi nasze trudy i zmęczenie – zwykle po uciążliwym marszu czeka nas niespodziewany finał (jeśli wiemy, dokąd idziemy).
Pobyt w Grecji trzeba sobie zawsze zaplanować i to dokładnie. Nie można zdać się na przypadek, bo może nas to drogo kosztować. Warto przestudiować dostępne rozkłady, nawet podzwonić i popytać. Warto się zastanowić, czy lepiej lecieć samolotem i płacić za taksówkę z lotniska do hotelu, czy też płynąć promem w nocy, ale za to do portu, w którym mamy zarezerwowany nocleg.
Czy lepiej spać w Pireusie oczekując na poranny prom, czy może wybrać troszkę droższy lot, ale zdążyć na prom na Cyklady? Czy przylecieć i jechać autobusem do portu? A może nie, bo można nie zdążyć? A może lepiej nie spać tylko lecieć? A może nie płynąć katamaranem, który jest drogi, tylko rozłożyć podróż na 2 dni i skorzystać z normalnego promu, co – ze względu na widoki – gorąco polecam?
Planowanie podróży jest bardzo skomplikowane. Trzeba rozważyć wszystkie „za” i „przeciw”, trzeba bardzo dokładnie wiedzieć, jakie opcje są dostępne. Wszystkie potrzebne informacje można znaleźć w Internecie: rozkłady jazdy, oferty wycieczek, rejsy po lokalnych wyspach i niedostępnych plażach.
Ja zawsze tak robię, poświęcam masę czasu na te „drobiazgi”, ślęczę dniami w necie, obserwuję strony przewoźników, porównuję daty i czasy, żeby opracować dla siebie optymalny pobyt. Co ważne – jeszcze nigdy nie dałem plamy i nigdy się nie zawiodłem na swoich przewidywaniach, czego wszystkim życzę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz