Planowanie
każdej podróży do Grecji jest dla mnie niezwykłą frajdą.
Zdawałoby się, że to bardzo proste, ale nie dajcie się zmylić
pozorom!
Jeśli
się chce podróżować samemu i załatwiać wszystko na własną
rękę, każdy szczegół wyprawy musi być dokładnie opracowany:
skąd - dokąd, o której godzinie – za ile, jakim środkiem
transportu – dlaczego właśnie tym…
Gdy
choć jeden z tych elementów się przeoczy, zignoruje albo źle
zaplanuje – skutki mogą być opłakane. Albo się przepłaci, albo
się spóźni i straci czas (dobrze, jeśli kilka godzin, a nie kilka
dni)… Błąkanie się z ciężką walizą w środku nocy po pustej
przystani to – uwierzcie mi – nic przyjemnego.
Przed
każdym wyjazdem do Grecji pilnie studiuję rozkłady lotów, promów
i autobusów. Od tego bowiem zależy, gdzie i kiedy pojadę, co
zobaczę… Co prawda, budowanie zamku na piasku, bo greckie rozkłady
jazdy są publikowane w ostatniej chwili i nie są zbyt wiarygodne,
ale jednak – planować trzeba! Grecja jest sezonowa. W zasadzie
całe życie w atrakcyjnych greckich miejscach, nawet tych mało
znanych, zależy od tego, kiedy się je odwiedza. Rok jest podzielony
na sezony (w domyśle - turystyczne, czyli zależne od tego, kiedy w
danym miejscu zjawi się choć jeden turysta):
1.
„Low season”, czyli „sezon niski”, który trwa od początku
kwietnia do ostatniej dekady maja, a potem od pierwszych dni
października do połowy listopada. Otwarte są tylko lokalne
knajpy, funkcjonuje bardzo mała ilość hoteli i pensjonatów,
Grecy dopiero budzą się do życia po zimowym śnie lub się do
niego szykują. Większość sklepów z pamiątkami jest zamknięta
na głucho, nadmorskie tawerny wyglądają jak po przejściu
tajfunu, leżaki i parasole na plażach leżą w stertach. To
świetny czas na odwiedziny Hellady – nie ma turystów, wiosną
wszystko kwitnie dookoła i wręcz wybucha kolorami, ceny są
niskie, a temperatury bardzo przyjazne gościom z Północy. Woda w
morzu doskonale orzeźwia – Grecy patrzą na kąpiących się
przyjezdnych ze zdziwieniem, ale też im kibicują, nie wiedząc, że
woda w Bałtyku o tej porze roku nie przekracza 13 stopni . Deszcze
wycofują się znad rejonu Morza Egejskiego, słońce przyjemnie
praży i można naprawdę odpocząć i zobaczyć piękne miejsca bez
tłumów z Neckermanna i innych biur podróży. Jeszcze nie czas...
Promy kursują według rozkładu zimowego, nie wszystkie lokalne
łódki już pływają, nie ma zbyt szerokiej oferty dla turystów.
Wszystkim żądnych ciepła, wspaniałego morza i ciszy polecam ten
okres na odwiedziny Grecji pomimo wielu „braków”. Grecja bez
turystów jest obłędna!
2.
„Middle season” trwa w Grecji od czerwca do lipca i od końca
sierpnia do końca września. Jest to wspaniały okres na
odwiedzenie tego kraju – promy, samoloty, autobusy, lokalne kaiki
kursują częściej, statki wycieczkowe proponują świetne oferty
rejsów za dobrą cenę. Pogoda gwarantowana – oślepiające
słońce, coraz więcej wiatru (meltemi wieje w lecie), coraz
cieplejsze morze. Zaczynają się przyloty czarterami, niestety…
Setki Rosjan, Niemców, Włochów i innych powolutku zaczynają
opanowywać Grecję. Ich liczba jeszcze nie przeraża, ale już są
widoczni.
3.
„High season”, czyli… masakra. Od ostatniej dekady lipca do
końca sierpnia należy unikać wyjazdów do Grecji. Hotele windują
ceny, restauracje też, jakość wszystkich usług wyraźnie spada,
choć turyści myślą, że są w raju. Ja się nie dziwię, ale
stanowczo odradzam. Chyba, że ktoś lubi tłumy, leżaki i parasole
„pod sznurek” i zdjęcia na tle morza z przypadkowo spotkaną
parą z Litwy.
4.
„No season” trwa od listopada do marca. W tym okresie Grecy jadą
na wakacje i może dlatego życie tu zamiera. A szkoda, bo podobno w
zimie Grecja też ma się czym pochwalić...
Genialnym
rozwiązaniem jest wypożyczenie samochodu, choćby na 1 dzień.
Wypożyczalnie są dosłownie wszędzie, a ceny są rozsądne.
Greckie drogi, nawet na wyspach, są świetne, można dojechać
prawie wszędzie, nawet tam, gdzie nie dojeżdżają autobusy.
Benzyna jest makabrycznie droga, ale oszczędna jazda pozwala sporo
zaoszczędzić. Opcja „rent a car” jest jednak przeznaczona tylko
dla zaawansowanych kierowców – greckie drogi potrafią dać w
kość, zakrętasy pod kątem 360 stopni to chleb powszedni, a
podjazdy i zjazdy prawie pionowo też.
Są
w Grecji miejsca, w których nie ma wypożyczalni samochodów ani
skuterów, gdzie nie kursują autobusy i nie ma taksówek, a poza
sezonem łódki zimują w portach. Jedynym rozwiązaniem na
zwiedzenie okolic jest... piesza wycieczka. Czasem trzeba iść
kilka, a nawet kilkanaście kilometrów, ale cel zawsze wynagrodzi
nasze trudy i zmęczenie – zwykle po uciążliwym marszu czeka nas
niespodziewany finał (jeśli wiemy, dokąd idziemy).
Pobyt
w Grecji trzeba sobie zawsze zaplanować i to dokładnie. Nie można
zdać się na przypadek, bo może nas to drogo kosztować. Warto
przestudiować dostępne rozkłady, nawet podzwonić i popytać.
Warto się zastanowić, czy lepiej lecieć samolotem i płacić za
taksówkę z lotniska do hotelu, czy też płynąć promem w nocy,
ale za to do portu, w którym mamy zarezerwowany nocleg.
Czy
lepiej spać w Pireusie oczekując na poranny prom, czy może wybrać
troszkę droższy lot, ale zdążyć na prom na Cyklady? Czy
przylecieć i jechać autobusem do portu? A może nie, bo można nie
zdążyć? A może lepiej nie spać tylko lecieć? A może nie płynąć
katamaranem, który jest drogi, tylko rozłożyć podróż na 2 dni i
skorzystać z normalnego promu, co – ze względu na widoki –
gorąco polecam?
Planowanie
podróży jest bardzo skomplikowane. Trzeba rozważyć wszystkie „za”
i „przeciw”, trzeba bardzo dokładnie wiedzieć, jakie opcje są
dostępne. Wszystkie potrzebne informacje można znaleźć w
Internecie: rozkłady jazdy, oferty wycieczek, rejsy po lokalnych
wyspach i niedostępnych plażach.
Ja
zawsze tak robię, poświęcam masę czasu na te „drobiazgi”,
ślęczę dniami w necie, obserwuję strony przewoźników, porównuję
daty i czasy, żeby opracować dla siebie optymalny pobyt. Co ważne
– jeszcze nigdy nie dałem plamy i nigdy się nie zawiodłem na
swoich przewidywaniach, czego wszystkim życzę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz