Na północy Karpathos, tam gdzie wyspa jest bardzo wąska, wysoko w górach leży Olympos. Na ponad 800 metrowych górskich zboczach w VIII i IX wieku ludzie zbudowali zupełnie niedostępne miasto chcąc uchronić się przed najeźdźcami i żyć w spokoju. Okolica nie jest przyjazna – nie ma tu pól uprawnych, trudno o pitną wodę, a pogoda jest nieprzewidywalna. Bywa tak, że na szczycie jednej góry grzmią błyskawice i przewalają się groźne chmury, a na sąsiedniej świeci słońce. Zbudowanie miasta akurat w tym miejscu było zadaniem więcej niż karkołomnym, bo zupełnie nic nie sprzyjało budowie. Nie było dróg tylko urwiste przepaście, nie było miejsca na uprawy i hodowlę zwierząt. Olympos jednak powstało. W przeszłości była to w zasadzie gęsto zaludniona enklawa na Karpathos, zupełnie bez kontaktu ze światem. Taki stan rzeczy istniał jeszcze zupełnie niedawno, kiedy do miasta można było sie dostać tylko z malutkiego portu Diafani na wschodnim wybrzeżu. Oprócz fatalnej drogi wiodącej z nad morza z Olympos nie było żadnego innego połączenia.
Z biegiem lat powstała droga z południa, wśród gór, jednak pokonanie jej wymagało profesjonalnego jeepa z napędem na 4 koła. Każdy inny samochód nie miał szans na pokonanie wykutej w skałach trasy. Jeszcze kilka lat temu jedyną szansą na odwiedzenie miasta był rejs do Diafani i podróż do Olympos rozklekotanym autobusem. Poza sezonem turystycznym było to praktycznie niemożliwe.
Dopiero parę lat temu zaczęto trudną budowę drogi do Olympos, która trwa do dziś. Ekstremalnie trudne warunki wymagają pracy setek koparek, ciężarówek i ciężkiego sprzętu. Drogę wręcz wycięto skałom tworząc niesamowite trawersy. Mnie się udało – w 2013 większość przeprawy była zbudowana, choć nie do końca. Brakowało asfaltu na kilku kilometrach, z pionowych urwisk spadały skalne odłamki tarasując przejazd. Oczywiście nie było żadnych barierek, jechałem z duszą na ramieniu i w ogóle nie patrzyłem w dół. Wiał wiatr, przewalały się ciemne chmury i droga trochę przypominała mi podróż hobbitów do Mordoru z "Władcy Pierścieni" Tolkiena.
Po kilkunastu kilometrach piekielnej jazdy zobaczyłem miasto i po prostu zaniemówiłem z wrażenia. Dlaczego tak się stało? Odpowiedzi szukajcie na zdjęciach. Do miasta nie można wjechać samochodem, trzeba go zostawić na parkingu i wspiąć się na górę pieszo.
Już na obrzeżach Olympos witali mnie mieszkańcy, przy sklepach, kawiarniach i swoich domach. Wszyscy byli ubrani jak setki lat temu w swoje tradycyjne stroje. Nie było w tym żadnego pozerstwa, po prostu tak się tutaj ubiera. Na ulicach było prawie pusto, choć sklepy i domy były otwarte. W Olympos jest wielu rzemieślników produkujących dywany, kilimy, wyroby ze skóry. Można wejść do ich warsztatów i sklepów i z bliska przyjrzeć się ich pracy.
Wszystkie potrzebne produkty do lokalnej kuchni również są tutaj produkowane i hodowane. Hitem kulinarnym Karpathos jest "makarounes", czyli domowy makaron w kształcie jakby tubek, który wszędzie się suszy na słońcu w towarzystwie pachnących ziół i cudnego czosnku. Słynne są też tutejsze mieszanki ziołowe i... mydła, które są ręcznie wyrabiane z oliwy i miodu. Sam kupiłem takie mydło, które faktycznie działa kojąco na skórę.
Spacer uliczkami Olympos to raj dla oczu – jest tu po prostu bajecznie pięknie. Kolorowe domki, zupełnie nie wiadomo ja zbudowane na urwiskach zachwycają. Oczywiście jest też główny plac z kościołem i dzwonnicą górującą nad miastem. Wszędzie można wejść i raczyć się boskimi widokami. Kiedyś w Olympos było kilkanaście wiatraków, do dziś 4 z nich mielą ziarno na mąkę, niesamowite.
Spędziłem w miasteczku kilka godzin spacerując po cudownych ulicach, zaglądając gdzie się da. Oglądałem piękne domki, kapliczki, sklepiki i knajpki wiszące na skałach, jakby za chwilę miały zlecieć w otchłań. Byłem prawie sam – spotkałem jedynie chyba tylko 4 osoby zwiedzające to bajkowe miasto. W Olympos czas nie stoi w miejscu, czas się cofa. Będąc tam czułem się nieprawdopodobnie dobrze i spokojnie, patrząc na fantastyczne widoki i morze w oddali.
Olympos to jedno z tych miejsc w Grecji, do którego chciałbym jeszcze raz wrócić. Atmosfera miasta jest niewyobrażalna, zupełnie jakby się realnie wchodziło do krainy z dziecięcych bajek.
Wyjątkowo magiczne miejsce... piękne!
OdpowiedzUsuńtak, to prawda
OdpowiedzUsuń