Astypalaia ma niezwykły kształt przypominający motyla. Wyspa jest naturalnie podzielona na dwie części, połączone ze sobą bardzo wąskim pasem lądu. Zachodnie "skrzydło" nazywane jest Mesa Nisi, a wschodnie Exo Nisi (dosłownie "wewnętrzna" i "zewnętrzna" wyspa). Linia brzegowa Astypalai jest pełna mniejszych i większych zatoczek, niektóre z nich wrzynają się nawet na kilkaset metrów wgłąb wyspy tworząc płytkie laguny.
Blisko brzegu znajduje się kilkadziesiąt niezamieszkałych wysepek, na które można się dostać łódkami wycieczkowymi, ale tylko w lecie. Prawie całe wybrzeże wyspy jest osłonięte od wiatru, morze jest spokojne i ciche. Właśnie takie warunki są idealne dla ryb, ośmiornic, kalmarów i skorupiaków, z których Astypalaia słynie.
W tutejszych tawernach można zjeść jedne z najsmaczniejszych w całej Grecji owoców morza w zaskakująco niskich cenach. Obowiązkowo trzeba spróbować nadziewanego kalmara oraz sztandarowego dania - wspaniałego spaghetti z homarem, podawanego w każdej restauracji.
Niemal wszyscy z 1300 mieszkańców Astypalai żyją w Chorze, porcie Platis Gialos i okolicach. Poza tym rejonem tylko w małym porcie Maltezana niedaleko lotniska mieszka kilkadziesiąt rodzin. Reszta wyspiarzy wybrała samotne życie w kilku nadmorskich osadach, liczących zaledwie kilka budynków. Ludzie tradycyjnie zajmują się połowem ryb, hodowlą zwierząt, uprawą warzyw i owoców. Owce i kozy pasą się wszędzie, nawet wbrew zasadom fizyki na pionowych skałach porośniętych czymkolwiek jadalnym.
Poruszanie się po Astypalai bez samochodu jest praktycznie niemożliwe. W lecie kursuje kilka autobusów, można dopłynąć łódką do kilku plaż i wysepek, ale poznanie całej wyspy wymaga wynajęcia samochodu lub skutera. Nie ma z tym żadnego problemu, w Chorze jest kilka wypożyczalni z bardzo dobrymi cenami, niespotykanymi na innych Greckich wyspach.
Wypożyczenie małego samochodu kosztuje nawet mniej niż 20 euro za dobę, a jeepem można jeździć już za 25! Benzyna też jest dużo tańsza niż na innych wyspach, nawet o 30 eurocentów. Biorąc pod uwagę ceny oraz fakt, że na Astypalai większość dróg nie jest asfaltowa, nie wahałem się ani sekundy i zdecydowałem na wypożyczenie jeepa na dwa dni.
DZIEŃ PIERWSZY
Samochodową wycieczkę po Astypalai rozpocząłem od objechania Mesa Nisi, czyli zachodniego "motylego skrzydła" wyspy. Najpierw pojechałem od Livadii, małej nadmorskiej wioski położonej bardzo blisko Chory. Byłem tu już wcześniej na piechotę, ale postanowiłem zajrzeć ponownie do dobrej tawerny na lunch, wykąpać się w ciepłym morzu i popatrzeć na Chorę, która wygląda stąd zupełnie niezwykle.
Potem pojechałem w głąb wyspy, żeby zobaczyć sztuczne jezioro zaopatrujące Chorę w wodę pitną. Jezioro powstało w głębokiej górskiej kotlinie, którą u wylotu zamknięto tamą. W porze suchej woda jest spuszczana i pompowana rurociągiem do miasta. Jezioro stało się na stałe częścią dzikiego krajobrazu Astypalai, nie tylko spełnia bardzo pożyteczną rolę, ale jest również bardzo malownicze.
Wróciłem nad morze i pojechałem w poprzek wyspy do Panormos na północne wybrzeże. Asfalt skończył się zaraz za Livadi, szutrowa droga biegła po górskich trawersach. Dobrze, że miałem jeepa, normalny samochód nie miałby szans na przejechanie nawet kilkunastu metrów. Jazda po bezdrożach była niesamowita. Kilka razy stawałem, żeby odpocząć i obniżyć poziom adrenaliny. Widoki na dzikie tereny, małe wysepki, ukryte między skałami plaże i cudownie spokojne morze były fantastyczne.
Panormos to nazwa miejsca, nie ma tam żadnych zabudowań oprócz małego kościółka, jedynie piękna, ogromna plaża. Morze jest kryształowo czyste i bardzo płytkie, przypominające nieco lagunę. W większości przewodników Panormos w ogóle nie istnieje, czasem tylko zdawkowo się wspomina o tym niesamowitym miejscu, które powinno się obowiązkowo zobaczyć podczas pobytu na wyspie. W lecie można tu bez trudu przypłynąć wycieczkową łódką z portu Platis Gialos.
W drodze przez góry do następnych plaż przejechałem koło bardzo ładnego kościółka Agios Ioannis. Podczas mojego dwudniowego "safari" widziałem kilka innych kościołów i kaplic. Wszystkie zbudowano w całkowicie odosobnionych miejscach, są starannie pomalowane na biało i niebiesko, można do nich wejść, zapalić świeczkę i zostawić kilka monet na tacy.
Po kilkunastu minutach jazdy po strasznych wertepach dotarłem do Kaminakii i Vatses. Obie osady znajdują się na południowym wybrzeżu i są znane ze swoich plaż. Są tu nawet dwie tawerny, niestety otwarte tylko latem. Plaże rzeczywiście są śliczne, niestety nie miałem czasu na leniuchowanie. Po krótkich spacerach wzdłuż morza pojechałem dalej.
Na koniec dotarłem do plaży Agios Konstantinos, znajdującej się w zatoce naprzeciwko Chory. Plaża jest wspaniała, szeroka, obrośnięta tamaryszkami i większymi drzewami dającymi cień w upalne dni. Na pobliskim zboczu stoi niebiesko-biały kościółek. Ale przede wszystkim urzeka niesamowity widok na Chorę. Po prostu zatyka.
Następnego dnia późnym rankiem pojechałem na Exo Nisi, czyli wschodnią część Astypalai. Po kilku minutach jazdy dojechałem do jednego z najbardziej niesamowitych miejsc na wyspie, czyli do przesmyku Steno. To bardzo wąski pas lądu łączący dwa "skrzydła" wyspy. Jadąc drogą widać morze z obu stron tej swoistej grobli.
Niedaleko Steno znajduje się mały rybacki port Maltezana (albo jak mówią inni Analipsi). To popularne miejsce turystyczne, w lecie podobno dość zatłoczone. Jest tu kilka hotelików i restauracji, a także niezła plaża. Trochę dalej, na małym cyplu stoi pomnik poświęcony francuskiemu admirałowi broniącemu kiedyś wyspę przed najeźdźcami.
Exo Nisi, czyli "wyspa zewnętrzna" jest prawie zupełnie dzika i dziewicza. Jest tu jeszcze mniej dróg niż na zachodzie Astypalai. Asfalt kończy się w Maltezanie i dalej trzeba jechać po niezbyt dobrej kamienistej drodze. Po godzinie mozolnej jazdy dotarłem do osady Vathy, położonej nad wąską zatoką wcinającą się przeszło 2 kilometry w głąb wyspy.
Morze jest tu nieprzyzwoicie nagrzane, pełne ryb i homarów. W Vathy kiedyś był spory port rybacki, dziś stoi kilka opuszczonych budynków i stara nieczynna fabryczka. Na nabrzeżu znajduje się również jedyna w tej części wyspy tawerna, pomalowana jaskrawobłękitną farbą. Niestety z powodu sjesty knajpa była zamknięta.
W drodze powrotnej do Chory zatrzymałem się w porcie Maltezana, gdzie znalazłem otwartą kawiarnię. Wypiłem lodowatą frappe i wróciłem do hotelu. Następnego dnia musiałem wstać bardzo wcześnie. O 5 rano miałem prom odpływający na Cyklady. Właścicielka hotelu czekała na mnie jeszcze przed świtem, żeby mnie odwieźć do portu.
Swoją kolejną podróż do Grecji zacząłem od "mocnego uderzenia". Astypalaia okazała się jedną z najpiękniejszych wysp, które udało mi się zobaczyć. Pozornie niedostępna, trochę groźna, nostalgiczna. A był to dopiero początek, czekała na mnie pełnia wiosny na Cykladach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz