TROCHĘ HISTORII
Kos jest średniej wielkości wyspą położoną w południowej części archipelagu Dodekanez, bardzo blisko zachodniego wybrzeża Turcji. Historia wyspy jest wręcz imponująca i warto się z nią zapoznać, choćby w wielkim skrócie. Kos skolonizowali Achajowie i Dorowie ponad 3 tysiące lat temu! W czasach starożytnej Grecji wyspa przeżywała swój niebywały rozkwit, było to ważne centrum kulturalne, naukowe i handlowe.
To właśnie tu urodził się, mieszkał i nauczał Hipokrates, który jest nazywany ojcem współczesnej medycyny. Na Kos powstał pierwszy w dziejach szpital. Do dziś można oglądać świetnie zachowane ruiny świątyń, teatru i zwykłych domostw. Późniejsza historia wyspy była bardzo intensywna i burzliwa. Wyspa znajdowała się pod panowaniem Imperium Rzymskiego, Bizancjum, Wenecjan i Joannitów. Kilkaset lat na Kos rządzili Turcy. Wcale nie tak dawno, bo w pierwszej połowie XX wieku wyspa aż czterokrotnie zmieniała swoją polityczną przynależność: najpierw była w posiadaniu Włochów, potem Niemców, zaraz po II Wojnie Światowej była protektoratem Wielkiej Brytanii. Do Grecji powróciła razem z innymi wyspami Dodekanezu w 1947 roku.
Historia Kos pozwala zrozumieć zwykłemu podróżnikowi, jak było możliwe powstanie tak różnorodnej mieszanki kulturowej, świetnie widocznej do czasów współczesnych. Zwiedzając wyspę nie sposób nie zauważyć tej różnorodności. Obok prawosławnych świątyń stoją meczety, synagogi, a nawet kościoły katolickie. Typowe dla Dodekanezu domy sąsiadują z budowlami włoskimi i twierdzami Joannitów. Co ważne, wszyscy są tu traktowani tak samo, niezależnie od pochodzenia i wyznawanej religii. Równie starannie odnawia się antyczne ruiny, weneckie warownie czy tureckie łaźnie. Ten ludzki i kulturowy tygiel jest widoczny na każdym kroku.
Kos leży zaledwie kilka kilometrów od wybrzeży Turcji, które widać gołym okiem na horyzoncie. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o problemie uchodźców, którzy przypływają na wyspę. Relacje w mediach na ten temat są często przekłamane i nieprawdziwe. Kto nigdy nie był na greckich wyspach, w szczególności na Dodekanezie, w ogóle nie powinien się wypowiadać w tej kwestii.
Po pierwsze, przedostanie się łódką lub statkiem przez morze wcale nie jest trudne. Pełna kontrola wybrzeża przez straż przybrzeżną, policję i wojsko wymagałaby zatrudnienia tysięcy ludzi i odpowiedniego sprzętu. Stała obserwacja setek zatoczek, dziesiątków portów i przystani, z których odpływają łodzie z uchodźcami praktycznie nie jest możliwa. Nikomu jeszcze nie udało się w 100% uszczelnić swojej morskiej granicy, nawet amerykańskiej straży przybrzeżnej na Florydzie.
Ludzie chwytają się wszelkich sposobów, żeby przedostać się na greckie wyspy, są zdesperowani i przy tym kompletnie nieodpowiedzialni. Płyną na przepełnionych, zniszczonych łodziach i starych pontonach, które nie dają rady falom i sztormom. Uchodźcy przybywają do portów również legalnymi i oficjalnie kursującymi promami. Z tego co widziałem na własne oczy w portach na wyspach Chios i Samos, wszędzie jest porządek, ludzie są traktowani dobrze, a co najważniejsze nikomu nie robią żadnej krzywdy. Wielokrotnie rozmawiałem z Grekami na temat uchodźców. Wszyscy zgodnie mówią, że tym ludziom trzeba pomóc. Tak też się dzieje. Wyspiarze sami z siebie, zupełnie spontanicznie pomagają jak mogą i jak potrafią. Starają się, żeby nikt nie był głodny i żeby każdy miał dach nad głową. Oczywiście ta pomoc przerasta ich możliwości, bo liczba uchodźców czasem kilkakrotnie przekracza liczbę mieszkańców wyspy. Zagraniczne wsparcie również nie rozwiązuje problemu, bo jest po prostu zbyt małe.
Wszyscy Grecy, a szczególnie mieszkańcy wysp mają wolność w swoich genach, wiedzą doskonale co znaczy życie na uchodźstwie. Historia i setki lat życia pod panowaniem obcych nauczyło ich, żeby wszyscy byli traktowani tak samo i każdy zasługuje na pomoc. To widać na każdym kroku. Wszyscy przyjezdni mogą liczyć na szacunek, gościnność i bezinteresowną pomoc.
Moim zdaniem nie ma powodu, żeby odwoływać swój wyjazd lub w ogóle nie odwiedzać tych rejonów Grecji, w których przebywają uchodźcy. Im zależy wyłącznie na przedostaniu się na kontynent i dalej do Europy Zachodniej. Póki co greckie władze kontrolują ten wielki "przepływ ludzi" i nie ma się czego obawiać. Oczywiście mogą się pojawić pewne niedogodności dla turystów, ale nie zdarzają się one często i nie są uciążliwe. Zostaje co prawda pewien psychiczny dyskomfort spowodowany problemem napływu imigrantów, ale na to rady nie ma.
Sezon turystyczny na wyspach Dodekanezu jest nieco dłuższy niż w pozostałych rejonach Grecji i trwa od końca kwietnia do końca października. Na początku i końcu tego okresu pogoda może nam spłatać figla w postaci krótkiego deszczu lub zachmurzonego nieba, ale jest już ciepło i można się kąpać w morzu. Przede wszystkim jednak nie ma tłumów.
Prawdziwy najazd na Kos zaczyna się pod koniec czerwca i trwa nieprzerwanie do końca wakacji. Wyspa z roku na rok staje się coraz bardziej popularna, co przekłada się na ilość odwiedzających. Nie są to takie rzesze ludzi jak na Rodos czy Santorini, spodziewam się jednak, że już za kilka lat pobyt w szczycie sezonu będzie tu nie do zniesienia. Moim zdaniem najlepszą porą na odwiedziny Kos jest wiosna (maj-czerwiec) lub jesień (wrzesień-październik).
Na wyspę można się dość łatwo dostać. Jest tu międzynarodowe lotnisko, które obsługuje całkiem sporo lotów z całej Europy. Najszybciej i najłatwiej polecieć na Kos tanimi liniami (z Polski bezpośredni przelot z Krakowa oferuje Ryanair, ale tylko w sezonie). Są też inne opcje podróży samolotem:
- Lecimy do Aten, skąd można polecieć samolotem lub popłynąć promem. Nie polecam podróży promem, bo jest strasznie długa i męcząca.
- Lecimy do Aten, potem na Rodos (albo bezpośrednio z Polski na Rodos), skąd łatwo i stosunkowo szybko można złapać połączenie promowe na Kos.
- Korzystamy z bezpośrednich lotów czarterowych biur podróży.
Ja byłem na Kos w trakcie 3-tygodniowej wycieczki po wyspach Dodekanezu. Przypłynąłem tam z Kalymnos, a wróciłem do Aten samolotem. Lotnisko na Kos jest oddalone od stolicy (25 km jazdy w górach), warto więc z wyprzedzeniem rozejrzeć się za transferem do albo z hotelu. Niektóre z nich oferują bezpłatny lub niedrogi transport. Na lotnisko można dojechać autobusem. Można też skorzystać z bardzo dobrego i taniego transferu dokonując rezerwacji na stronie internetowej www.hoppa.com , gdzie bardzo często są świetne promocje. Mnie się udało kupić bilet na przejazd mikrobusem za jedyne 4 euro, samochód czekał na mnie o umówionej godzinie tuż przy hotelu, podróż była bardzo wygodna i szybka.
GDZIE SZUKAĆ NOCLEGÓW
GDZIE SZUKAĆ NOCLEGÓW
Na Kos jest wyjątkowo duży wybór miejsc noclegowych w hotelach i pensjonatach. Można wynająć apartament lub pokój gościnny. Wybór miejsca pobytu zależy oczywiście od tego, co zamierzamy robić na wyspie i jak długo zamierzamy na niej pozostać.
Moim zdaniem optymalny czas pobytu, podczas którego można dość dokładnie
zwiedzić wyspę i oraz odpocząć to 5 do 8 dni. Krótszy pobyt będzie
wymagał bardzo intensywnego zwiedzania, a o dłuższym odpoczynku na plaży
trzeba zapomnieć. Bardzo zachęcam wszystkich, którzy planują swój urlop
na Kos, do poświecenia jednego całego dnia (a lepiej dwóch) na wypad
promem na pobliską bajecznie piękną wyspę Nissyros (pisałem o niej na blogu TU).
Większość niedrogich ofert biur podróży dotyczy zakwaterowania w jednym z hoteli w miejscowości Kardamena na południowym wybrzeżu. Osobiście odradzam wybór hotelu w tym miejscu. Kardamena jest typowym turystycznym miasteczkiem z mnóstwem nieciekawych hoteli, niespecjalnych knajp i niezbyt ładną plażą położoną tuż przy głównej ulicy. Latem jest tu straszny tłok, a poza sezonem miasteczko świeci pustkami.
Na Kos nie ma jeszcze na szczęście ogromnych kompleksów hotelowych z basenami, zjeżdżalniami, polami golfowymi i wielkimi stołówkami. Zdecydowana większość hoteli to niewielkie, niskie budynki, z mnóstwem kwiatów i zieleni. Nawet jeśli przy plaży są tylko hotele i pensjonaty, to ich architektura nie razi w oczy. Oczywiście zdarzają się również "potworki" i dlatego warto z wyprzedzeniem wiedzieć, gdzie będzie nasze lokum.
Polecam wszystkim, żeby zarezerwowali co najmniej 1 nocleg w stolicy wyspy, Kos Town. Miasto jest prześliczne, ma do zaoferowania mnóstwo atrakcji i żeby je wszystkie zobaczyć, potrzeba co najmniej jednego pełnego dnia, a najlepiej dwóch. Co prawda na wyspie do późnych godzin wieczornych kursują autobusy, ale lepiej jest wynająć pokój w hotelu blisko centrum.
Jeżeli mamy zamiar kilka dni poświęcić na opalanie i pływanie, warto się zastanowić nad rezerwacją hotelu nad morzem, żeby łatwo i szybko dostać się na plażę.
Dobrym pomysłem jest wynajęcie samochodu. W ciągu 2 dni można zobaczyć wszystkie najważniejsze miejsca warte zwiedzenia. Można też skorzystać z publicznych autobusów, które jeżdżą dość często do wszystkich popularnych miejscowości i plaż na wyspie.
Początkowo zamierzałem spędzić na Kos pięć dni, żeby się nigdzie nie spieszyć. Później jednak postanowiłem skrócić mój pobyt i wyskoczyć na półtora dnia na Nissyros, żeby zobaczyć wulkan ( zobacz post o Nissyros). Na Kos zostało mi zatem trzy i pół dnia. Musiałem się nieźle nagłowić jak zaplanować mój czas, żeby zwiedzić maksymalnie dużo.
Dotarłem na Kos promem z Nissyros do Kardameny. W porcie czekał już na mnie samochód. Było późne popołudnie, więc pojechałem czym prędzej na zachodni brzeg wyspy. Słyszałem, że na dzikiej plaży Agios Theologos można obejrzeć najpiękniejszy na Kos zachód słońca. Zdążyłem w ostatniej chwili i nie zawiodłem się. Rzeczywiście widoki na morze i przepiękne puste plaże okazały się niezapomniane. Już po ciemku dotarłem do hotelu, który znajduje się przy olbrzymiej zatoce Kefalos.
Rano okazało się, że mój wybór był strzałem w dziesiątkę. Z hotelu wychodzi się prosto na cudną, szeroką i bardzo długą piaszczystą plażę. W zatoce leży mała wysepka Agios Nikolaos z małym białym kościółkiem i ruinami dawnej twierdzy.
Kilkaset metrów od hotelu, na małym cyplu oddzielającym dwie olbrzymie plaże, znalazłem bez trudu antyczne pozostałości po greckiej świątyni. To jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc na wyspie. Zdjęcia ruin na tle kościółka na wysepce można zobaczyć na okładkach przewodników i na pocztówkach. Pamiętam doskonale ten ranek, słońce zaczynało prażyć (a była już przecież połowa października), ze względu na wczesną porę w okolicy nie było żywego ducha, morze spokojnie falowało. Raj na Ziemi.
Pojechałem drogą wzdłuż malowniczej Zatoki Kefalos obejrzeć piękne plaże. Pomimo strasznie napiętego programu dnia poświęciłem pół godziny na opalanie i kąpiel w tak ciepłym morzu, że żal było wychodzić z wody.
Potem odbiłem w głąb wyspy, ale o tym opowiem Wam w następnym poście.
Ciąg dalszy nastąpi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz