wtorek, 28 stycznia 2014

KERKIRA - miasto, w którym zatrzymał się czas

   Wylądowałem na lotnisku na Korfu, wyszedłem na zewnątrz i fala ciepłego powietrza zupełnie mnie otumaniła. Na zewnątrz czekał na mnie przesympatyczny Grek z wypożyczalni samochodów, który przekazał mi pandę. Trochę rozkojarzony pojechałem według wskazówek do Ipsos, gdzie miałem zaklepany hotel. Musiałem wykonać kilka telefonów, żeby zlokalizować miejsce, ale w końcu trafiłem. Po wniesieniu walizy natychmiast poleciałem nad morze szukać knajpy. Po kilku godzinach lotu byłem głodny jak wilk. Krótki spacer wzdłuż morza nie mógł się udać – zapachy jedzenia były najważniejsze. Znalazłem fajną tawernę i... nie mogłem wstać od stolika. Zupełnie zapomniałem, że jedno danie jest w Grecji nie do przejedzenia, a ja zamówiłem dwa...


   Po powrocie do hotelu chciałem spokojnie zasnąć, ale gdzie tam. Po chwili rozpętała się taka burza, że zrobiło się całkowicie ciemno, ściana deszczu zasłoniła widok z balkonu. Pioruny waliły jak opętane, czarne chmury przewalały się zaraz za oknem i wysiadło zasilanie. Byłem jednak tak zmęczony, że zasnąłem jak małe dziecko.
  Obudziłem się wcześnie rano. Burza odeszła daleko, ale wciąż było szaro i ponuro. Wiał wiatr i miałem nadzieję, że przegoni chmury. Musiałem zmienić wcześniej ustalony plan. Co robić, kiedy na niebie kotłują się chmurzyska? Tylko jechać do stolicy Korfu, którą turyści nazywają z angielska Corfu Town, a dla Greków jest to Kerkira. Tam pomimo deszczu można się schronić pod dachem.
 
   Wsiadłem w samochód i pojechałem do odległej kilka kilometrów stolicy. Zaparkowałem auto niedaleko portu, do którego przypływają olbrzymie promy z Włoch i innych greckich wysp. Opracowałem własny plan zwiedzania. Mój pobyt na wyspie był bardzo krótki i niestety wszystkiego nie byłem w stanie zobaczyć. Jeden dzień w stolicy to zdecydowanie za mało.

   Na pierwszy ogień poszły dwie potężne korfickie fortece, które w przeszłości broniły wyspę przed nieproszonymi gośćmi. Na szczycie jednej z nich jest latarnia morska, a na drugiej ogromny krzyż. W starych fosach cumują dziś małe łódki i jachty. Chwilami zacinał deszcz, byłem przemoknięty, a mimo to jakimś cudem wszedłem na obydwie góry, skąd rozciąga się nieprawdopodobny widok na miasto. Wiał dość silny wiatr, a chmury wyczyniały na niebie niesamowite akrobacje. Na pewno warto było tam wejść pomimo nie najlepszej pogody.

Get Adobe Flash player
   Po zejściu z twierdzy poszedłem na starówkę, która zajmuje część miasta przy starym porcie. Oczywiście Kerkira to nie tylko stare miasto, tuż obok stoją też nowe domy. Współczesna zabudowa bardzo dobrze współgra ze starymi budynkami. Starówka Kerkiry jest nadzwyczajna. Wchodząc tu czułem się jak przeniesiony w czasie. Średniowieczne domy i wąskie uliczki są niezmienione od stuleci, nawet jak przed laty na sznurach suszy się pranie. Hotele, pensjonaty i małe tawerny wtopiły się w otoczenie zupełnie niezauważenie.
Get Adobe Flash player
   Patronem Korfu jest święty Spirydion, który żył na przełomie III i IV wieku na Cyprze, był znany ze swojego ascetycznego żywota i uzdrowicielskich mocy. Co ciekawe - nigdy za życia nie był na Korfu. Jego szczątki przewieziono na wyspę w obawie przed Turkami. Relikwie leżą w srebrnej trumnie w kościele z charakterystyczną dzwonnicą górującą nad miastem. Hołd świętemu składają wszyscy mieszkańcy wyspy niezależnie od dnia i pory roku. Jest też mnóstwo wyznawców prawosławia z zagranicy (głównie z Rosji), którzy przyjeżdżają tu specjalnie po to, żeby oddać cześć świętemu i prosić o cud uzdrowienia. Kolejka do trumny jest bardzo długa. Wiele osób pisze na karteczkach swoje życzenia i prośby, po czym oddaje je mnichowi, który wrzuca je do specjalnej urny. Kapłani w kościele są bardzo życzliwi i chętnie rozmawiają ze wszystkimi.


   W mieście nie brakuje dużych placów i przestronnych bulwarów z eleganckimi kawiarniami pod imponującymi arkadami. Ulice są pełne ludzi, nawet poza sezonem i przy niesprzyjającej pogodzie. Na głównym placu często można zobaczyć ślubne orszaki i uliczne orkiestry. Atmosfera miasta jest po prostu niesamowita.

Get Adobe Flash player
   Sklepy i stragany oferują setki pamiątek i lokalnych produktów. Restauracje i tawerny proponują same smakowitości. Po dość wyczerpującym spacerze musiałem zajrzeć do jednej z nich. Podano mi półmisek korfickich mięs z grilla: kiełbasy, kaszanki i inne niezydentyfikowane pyszne mięsiwa, obowiązkowo z sosem tzatziki.


   Po obiedzie chodziłem jeszcze długo po malowniczych ulicach. Niestety pogoda znowu zaczęła się psuć i rozpadało się na dobre. Przemokłem do suchej nitki, a co gorsze woda zalała mi torbę, w której miałem mapy i karty do aparatu. Niestety, część zdjęć przepadła... Wróciłem do hotelu w Ipsos, gdzie o dziwo nie było śladu deszczu. Po dniu pełnym wrażeń miałem sporo czasu na zaplanowanie kolejnych dni mojego pobytu na Korfu.

Get Adobe Flash player

niedziela, 26 stycznia 2014

KORFU - wyspa inna niż wszystkie

   Mój wyjazd na Korfu w dużej mierze był zasługą pewnej dobrej wróżki, która do dziś mieszka na wyspie. Tak czarowała swoją różdżką i zachęcała, że w końcu dałem się przekonać i zaplanowałem podróż. 
   To była wyjątkowa wyprawa – po kilku latach znowu miałem wylądować na greckiej ziemi. Był maj 2012, prognozy pogody dla Grecji nie były najlepsze, zapowiadano deszcze i burze.


   Kiedy wysiadłem z samolotu na lotnisku na Korfu odetchnąłem z ulgą, było strasznie fajnie ciepło ale ciemne chmurzyska kotłowały się na szczytach gór. Odetchnąłem nie tylko z powodu pogody. Lotnisko na Korfu ma strasznie krótki pas startowy, który zbudowano na grobli w morzu. W Internecie czytałem o makabrycznych lądowaniach na wyspie, okazało się jednak, że nie było tak strasznie, choć samolot hamował całkiem ostro. Potem oglądałem ten pas startowy z bliska i muszę przyznać, że naprawdę robi wrażenie i wcale się nie dziwię, że potencjalni pasażerowie po prostu się boją. 
  

   Już po kilku minutach pobytu na wyspie jedno rzuca się w oczy chyba każdemu: Korfu wprost tonie w zieleni. Nawet wysokie skały obrastają rośliny, a dookoła strzelają w niebo ciemnozielone cyprysy, których próżno szukać na Cykladach czy Dodekanezie. Niemal w każdym miejscu na Korfu kwitną kolorowe kwiaty i krzewy, wszędzie ludzie wystawiają donice. Kwiaty są dosłownie wszędzie – przy drogach, domach, knajpkach, plażach, wysoko w górach i w dolinach. Wiosną jest tu szczególnie pięknie, a maj to podobno najlepszy miesiąc na wycieczkę.
  

   Znaczną część wyspy zajmują bardzo stare gaje oliwne. Podobno kiedyś rosło tu ponad cztery miliony drzew! Oliwa z Korfu jest uważana za jedną z najlepszych na świecie.

Kilkusetletnie drzewa oliwne
   Drugą rośliną uprawianą masowo jest zupełnie nietypowy dla Europy kumkwat, którego małe owoce przypominające miniaturowe pomarańcze stały się symbolem wyspy. Piękne drzewka kumkwatu rosną w wielu miejscach, a prawdziwymi rarytasami są produkowane z owoców nalewki i słodkie przetwory.

Kumkwat - symbol Korfu
   Wyspa jest prawdziwym bastionem greckiej turystyki już ładne kilkadziesiąt lat. Podobno co roku przyjeżdża tutaj niewiarygodna liczba miliona gości! W sezonie, który zaczyna się pod koniec czerwca, a kończy we wrześniu, jest to prawdziwy komercyjny kombinat turystyczny. W lecie lotnisko na Korfu pracuje na pełny gwizdek od rana do późnego wieczora, samoloty lądują i startują niemal co kilka minut. Do portu w stolicy – mieście Korfu, przybijają dziesiątki promów i prywatnych jachtów.

Jeden z setek sklepów z pamiątkami
   Zdecydowałem się odwiedzić wyspę w maju, kiedy nie ma tak strasznego tłoku i nie latają jeszcze czartery z tysiącami rozwrzeszczanych rodzin. Chyba bym nie zniósł pobytu na Korfu w lecie, kiedy jednorazowo na wyspie przebywa kilkaset tysięcy ludzi. Oczywiście wszystko zależy od osobistych upodobań, ale ja zawsze radzę wszystkim, żeby tak bardzo popularne greckie wyspy – kurorty, jak Korfu czy Rodos omijali szerokim łukiem w szczycie sezonu turystycznego, bo zamiast upojnego urlopu można nabawić się nerwicy w pękających w szwach hotelach i na wypełnionych po brzegi plażach. Nawet poza sezonem, kiedy w innych rejonach Grecji jest prawie pusto, na Korfu zawsze są turyści. Długo nie wiedziałem, o co tu chodzi, ale po kilku dniach wszystko stało się jasne.


   Korfu (albo jak niektórzy wolą starożytną nazwę Kerkira) miała bardzo burzliwą historię i przez wieki przechodziła spod jednego panowania pod drugie: weneckie, osmańskie, tureckie, francuskie, a nawet rosyjskie. Mało kto wie, że wyspa jako jedna z pierwszych dołączyła do niepodległej Grecji. Zanim to się stało, w XIX wieku Korfu przez 50 lat była kolonią brytyjską. To właśnie zamożne angielskie rodziny (ale również niemieckie i francuskie) zaczęły się tu osiedlać lub budować dla siebie letnie rezydencje. Do dziś Anglicy przyjeżdżają tu masowo, żeby obejrzeć "popełnione" przez swoich rodaków posiadłości, wille i pałace. Wśród turystów jest dużo Włochów, którzy na Korfu nie mają daleko, Skandynawów, którzy po mroźnej zimie chcą jak najszybciej do ciepłego, są wszędobylscy Niemcy i niestety coraz więcej nowobogackich Rosjan. Spora część domów i posesji na Korfu jest dziś własnością obcokrajowców, którzy – o ile nie mieszkają tu na stałe – to spędzają długie wakacje lub zapraszają swoje rodziny i znajomych.


   Na Korfu jest bardzo dużo atrakcyjnych i ciekawych miejsc wartych zobaczenia. Zasada przy zwiedzaniu jest prosta – jeśli chce się zobaczyć pałac, zamek, klasztor, jakieś ruiny czy inne ciekawe miejsce w spokoju i bez tłumów, należy wstać wcześnie i być w upatrzonym miejscu parę minut po otwarciu. Zwykle wszystkie atrakcje są czynne od 8 rano, to świetna pora na zwiedzanie, upał nie daje się we znaki, jest świeżo i pusto. Maksymalnie przed 11 rano należy się ewakuować i ustąpić miejsce grupom nadjeżdżającym olbrzymimi autobusami. O tej porze najlepiej jest pojechać tam, gdzie nawet kilkudziesięciu turystów nie przeszkadza: nad morze, w góry lub w inne ustronne miejsca, których na wyspie nie brakuje.


   Korfu to wyspa zupełnie wyjątkowa i inna niż wszystkie greckie wyspy, które widziałem. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Pomimo tłumów odwiedzających wyspę znalezienie pięknych, odludnych miejsc nie jest wcale trudne. Wybrzeże Korfu kusi pięknymi plażami i zupełnie niepowtarzalnymi formacjami skalnymi. Na rzadko której wyspie można znaleźć tyle pięknych zatoczek i ukrytych jaskiń.

Górskie miasteczko na Korfu
   Do obowiązkowych punktów zwiedzania należą urocze wioski i miasteczka, unikalne klasztory, a także doskonale utrzymane pałace i posiadłości z czasów kolonialnych. Najpiękniejszym miastem jest stolica wyspy – Korfu, która w zasadzie nie zmieniła się od stuleci. Spacerując po jej uliczkach ma się wrażenie, że czas się cofnął o kilkaset lat.

Stolica wyspy - miasto Korfu
   Z uwagi na bardzo różnych gości – od zwykłych "plecakowych" turystów, poprzez zorganizowane grupy, aż po przybyłych do prywatnych przystani luksusowymi jachtami – wyspa oferuje niezwykle zróżnicowane usługi i atrakcje. Są zatem dostępne zarówno małe, przytulne i proste pensjonaty, nudne hotelowe kompleksy, jak również ekskluzywne hotele z lądowiskami dla helikopterów. Zjeść można w typowych greckich tawernach, ale też w restauracjach, w których kolacja kosztuje fortunę. Na ulicach stolicy pełno jest sklepów i sklepiczków dla przeciętnych zjadaczy chleba, ale są też drogie markowe butiki z odzieżą, ręcznie wyrabianymi pamiątkami czy biżuterią.


   Nawet plaże są dla niemal wszystkich gustów i wymagań: od tych zupełnie odludnych (i zresztą najładniejszych), aż po te z płóciennymi eleganckimi kanapami pod parasolami, drewnianymi podestami i kelnerami donoszącymi drinki. Raz nawet widziałem windę, która z hotelu woziła gości na plażę położoną kilkadziesiąt metrów niżej. Takich ekskluzywnych miejsc nie ma na Korfu zbyt wiele, jednak bardzo rzucają się w oczy, bo pasują do greckiego charakteru jak kwiatek do kożucha i stanowią raczej ciekawostkę, a w żadnym wypadku obiekt pożądania. Faktem jest jednak, że to właśnie na Korfu widziałem najwięcej snobistycznych "turystów" podczas moich greckich podróży.


   Wyspa nie jest duża, ma około 80 kilometrów długości, a jest bardzo zróżnicowana. Inna jest część północna, inna południowa, wybrzeże wschodnie różni się od zachodniego. Najlepszym sposobem na zwiedzanie Korfu jest znalezienie fajnego hotelu, który będzie bazą wypadową na podróżowanie wynajętym samochodem. Warto poszperać w ogromnej ofercie, bo można znaleźć naprawdę tani, świetnie położony i wygodny hotel. Wypożyczenie auta nie jest problemem, konkurencja spowodowała, że ceny są tu dużo lepsze, niż na innych wyspach. W maju i we wrześniu ceny są jeszcze niższe.

Wszystkie smaki Korfu
   Podczas mojego pobytu na wyspie mieszkałem w hotelu w miasteczku Ipsos, w środkowej części zachodniego wybrzeża, skąd codziennie robiłem samochodowe wycieczki po całej wyspie pod czujnym okiem mojej tajemniczej przewodniczki. Co widziałem i co mnie szczególnie urzekło? O tym opowiem już niedługo w następnych postach.

Get Adobe Flash player

wtorek, 21 stycznia 2014

NAXOS - wyspa marzycieli

   Ostatnim etapem mojej wrześniowej podróży do Grecji była wyspa Naxos, na której spędziłem wspaniałe dwa dni. Wszystkie promy zatrzymują się po drodze na pięknej wyspie Paros, która leży tuż obok. Byłem na Paros za dobrych, studenckich czasów. Z wielką radością przypomniały mi się beztroskie chwile spędzone na tej wyspie w zamierzchłej przeszłości, kiedy patrzyłem na ludzi wysiadających z promu. Pomyślałem, że kiedyś muszę tu wrócić.
Get Adobe Flash player
   Naxos jest największą wyspą archipelagu Cyklad. Według greckiej mitologii to właśnie tu Tezeusz rozstał się ze swoją ukochaną Ariadną (to ta pani od nici w labiryncie Minotaura na Krecie). W tutejszych kopalniach od kilku tysięcy lat (!) wydobywa się znany na całym świecie marmur. Ziemie na Naxos są bardzo żyzne, wyspa jest całkowicie samowystarczalna jeśli chodzi o żywność, a nawet ma nadwyżki, które sprzedaje. Tutejsze sklepy są pełne świeżych warzyw i owoców, aż ślina cieknie na widok pomarańczy i cytryn zerwanych prosto z drzew.


   Wyspę zamieszkuje podobno 12 tysięcy ludzi, choć w sezonie jest ich dużo więcej, bo do pracy zjeżdżają się chętni zarówno z Grecji lądowej, jak też z Europy, głównie wschodniej. Rozmowy prowadzone na ulicach i w knajpkach po rosyjsku, ukraińsku czy po polsku nie należą do rzadkości. W lecie Naxos jest oblężona przez turystów. Jedni przyjeżdżają tu, żeby odpocząć na dłużej, inni traktują wyspę jako "punkt przesiadkowy" w swojej podróży. Na Naxos krzyżują się ważne morskie szlaki, przypływają tu kilka razy dziennie olbrzymie promy z Pireusu, są też bardzo dogodne połączenia z innymi wyspami, nie tylko na Cykladach. Jest też małe lotnisko, na którym lądują samoloty z Aten, ale kupno biletu w sezonie turystycznym jest prawie niemożliwe. 


   Wyspa jest doskonale przygotowana na obsługę turystów. Wybór hoteli, pensjonatów, pokoi gościnnych, klubów, tawern, kafejek i przeróżnych sklepów jest ogromny. Jednak pomimo tego Naxos zachowało swój cykladzki charakter. Nie ma tu wielopiętrowych hoteli – gigantów ani zbyt wielu ohydnych kompleksów plażowo-basenowo-tenisowych ogrodzonych wysokimi murami. Na wyspie w zasadzie nie dostrzega się komercji, wszystko jest tak zorganizowane, żeby czuć się po prostu dobrze. Oczywiście zdarzają się wpadki. Pamiętam jak przed laty zamówiliśmy w knajpie jedzenie i czekaliśmy na nie całą wieczność. Kiedy wreszcie kelnerka przyniosła talerze, okazało się, że pomyliła zamówienia i dostaliśmy to, co chcieli turyści siedzący kilka stolików dalej. Ale i tak było dobre! 

 
   Widok nabrzeża portowego po przycumowaniu promu jest niesamowity. Ludzie wysypują się z walizami i plecakami, inni czekają na wejście w długiej kolejce, pojawiają się autobusy i taksówki, właściciele hoteli zachęcają do wynajmu swoich pokoi, wszyscy głośno krzyczą, a syreny promów ponaglają podróżnych. Po 15 minutach tłumu już nie ma, turyści się rozjeżdżają, statki odpływają w dalsze trasy i robi się cicho. W ciągu tych kilkunastu minut widać, że Grecy – wbrew obiegowej opinii o ich ospałości i lenistwie – są świetnie zorganizowani.

Jachty na nabrzeżu Naxos

   Naxos słynie ze swoich świetnych i pięknych plaż, rejsów małymi stateczkami dookoła sąsiednich wysepek oraz ze znakomitej kuchni. Wyspa jest górzysta, ale jej zachodnie wybrzeża są łagodne i nizinne, w zasadzie jest to jedna wielka plaża ciągnąca się kilometrami. Wszędzie bardzo łatwo dojechać autobusami, które kursują bardzo często.


   Odwiedziłem Naxos kilkakrotnie, ale tak naprawdę nie miałem okazji jej dokładnie zwiedzić. Za każdym razem byłem tu tylko przejazdem w drodze na inne wyspy, jednak zawsze starałem się zobaczyć jak najwięcej. Ostatnio byłem na Naxos kilka godzin w drodze na Amorgos i z powrotem do Pireusu, tym razem dwa dni. Stolicą i najważniejszym portem Naxos jest Chora, nazywana również tak samo jak wyspa. Miasto poznałem na wylot, bo jeśli nawet spędziłem tu tylko kilka godzin oczekując na prom, to wystarczyło, żebym je dokładnie zwiedził.


   Najbardziej rozpoznawalnym miejscem na Naxos jest bez dwóch zdań antyczna brama świątyni Apollina, położona na górzystym cyplu na północy Chory. Dojście na wzgórze jest bardzo łatwe i zajmuje tylko kilkanaście minut z portu. Okolica bramy zaludnia się szczególnie wieczorami, skąd wszyscy oglądają piękny zachód słońca. To miejsce jest dla mnie szczególnie bliskie, 20 lat temu razem z moją połówką patrzyliśmy, jak słońce zanurza się w morzu... Wspomnienia odżyły z wielką siłą, czułem jakbyśmy byli razem... 

Get Adobe Flash player

   Chora rozciąga się od morza aż po szczyt wzgórza, na szczycie którego Wenecjanie zbudowali kiedyś warownię. Nie brak tu typowych cykladzkich uliczek, zaułków i śnieżnobiałych domów. Zaraz za cyplem koło portu leży typowa cykladzka wioska ze śnieżnobiałymi domkami.

Get Adobe Flash player
   Nadmorska promenada to głównie dziesiątki (jeśli nie setki) restauracji, tawern, kafejek i barów. Szczególnie wieczorami miejsce to jest niezwykle urokliwe, pełne zapachów, kolorów i świateł. Wybór dań i napitków w knajpach przyprawia o ból głowy, a takiej ilości stolików na jednej ulicy ja w Grecji nie widziałem. Kelnerzy uwijają się jak w ukropie, kucharze przygotowują boskie potrawy, gra muzyka i jest trochę głośno, ale w końcu po to się tutaj przychodzi. Specjalnością Naxos jest bardzo pyszny likier cytrynowy, nie licząc tylko tu produkowanej specjalnej ouzo i innych lokalnych trunków.
Get Adobe Flash player
Get Adobe Flash player
   Przy nabrzeżu gęsto cumują łódki, łódeczki, jachty i stateczki. Niektóre z nich wyglądają jak galeony sprzed stuleci. Zbudowano je specjalnie ku uciesze turystów, którzy bardzo chętnie wyprawiają się nimi w rejsy po okolicznych niedostępnych zatoczkach, jaskiniach i plażach. Wybór jest ogromny – można popłynąć na kilka godzin albo na cały dzień, blisko lub na bardziej odległe wysepki. Bardziej zamożni mogą bez problemu wypożyczyć jacht lub motorówkę. Podczas mojego ostatniego pobytu (w drodze z Amorgos), wybrałem 8 - godzinny rejs z barbecue na pokładzie. Miałem już dość wspinania się po schodach i jazdy samochodem. Ostatniego dnia chciałem trochę odpocząć, nawet od robienia zdjęć. Miałem szczęście, bo był to ostatni rejs w sezonie.


   Piękna łajba odpływała z przystani w wiosce Agia Anna, do której dojechałem porannym autobusem. Rejs był fantastyczny. Kapitan obwiózł nas po sporym kawałku wybrzeża, niedostępnym z lądu. Mieliśmy kilka krótkich postojów w urokliwych zatoczkach, podczas których można było kąpać się do woli skacząc do wody z burt łodzi. Mogliśmy nurkować i oglądać malutkie jaskinie ukryte w skałach. Był też jeden dłuższy, prawie dwugodzinny postój, podczas którego załoga przygotowała dla nas lunch z grilla. Na pokładzie grała cicho grecka muzyka, a po obiedzie nawet tańczyliśmy zorbę, zachęceni nielimitowanym chłodnym winem.

Get Adobe Flash player
   Czas rejsu upłynął bardzo szybko, wróciłem do Chory wieczorem. Po drodze wpadłem do tawerny na kolację, a potem lekko otumaniony całodziennym słońcem dotarłem do hotelu.
   Następnego dnia rano powłóczyłem się po mieście, a po południu wsiadłem na prom do Pireusu. Po kilku godzinach zaczęło zachodzić słońce, moja kolejna grecka wyprawa dobiegała końca.