poniedziałek, 31 marca 2014

KARPATHOS - zapomniana wyspa

   Wyspa Karpathos intrygowała mnie od kilku lat i zawsze kombinowałem, jak się na nią dostać. Tak naprawdę to właśnie Karpathos była moim głównym celem wyprawy do Grecji w maju 2013 roku, Rodos wybrałem jako "dodatek" do podróży. Dawno temu zobaczyłem w Internecie zdjęcia z miasteczka Olymbos i postanowiłem zobaczyć wyspę na własne oczy. Dojazd na Karpathos poza sezonem turystycznym nie jest łatwy, co prawda na wyspie jest lotnisko, ale trzeba mieć szczęście, żeby upolować dobre ceny biletów. Można znaleźć atrakcyjne oferty czarterowe, które jednak zaczynają się dopiero w końcu czerwca. Wymyśliłem sobie zatem, że łatwiej będzie mi się dostać na Rodos, a stamtąd polecieć lokalnym samolotem na Karpathos za całkiem rozsądną cenę. Pomysł wypalił.

   Już w małym samolocie lecącym z Rodos wiedziałem, że Karpathos będzie hitem mojej podróży. Pułap lotu był niski i przez malutkie okienko widziałem wyraźnie linię brzegową, skupiska domków a nawet plaże. Samolot dobrze radził sobie z potężnymi turbulencjami, choć trzęsło nim jak diabli. Trasa lotu jest znana z bardzo trudnych warunków atmosferycznych, zawsze wieją tu silne wiatry, które bujają małym samolotem jak zabawką. Na pocieszenie stewardessa powiedziała mi, że tym razem lot był wyjątkowo spokojny, bo z reguły trzęsie jeszcze bardziej i pasażerowie drętwieją ze strachu. Samolot zatoczył spore koło i bezproblemowo wylądował na lotnisku, które jeszcze kilkanaście lat temu było wyłącznie lotniskiem wojskowym.

   Dookoła nie ma żadnych zabudowań za wyjątkiem niedawno zbudowanego terminala. Z lotniska nie kursują żadne autobusy, po przylocie samolotu zwykle czeka kilka taksówek, jednak ceny przejazdu do najbliższego miasteczka są horrendalnie wysokie, a do znanych kurortów jeszcze wyższe. Ja na szczęście nawiązałem wcześniej dobry kontakt z właścicielką wypożyczalni samochodów, która czekała na mnie z fiatem pandą zaraz po wylądowaniu.
Get Adobe Flash player
   Karpathos przywitało mnie cudną pogodą, było bardzo ciepło, a oślepiające słońce czasem chowało się za niegroźnymi białymi chmurami. Wyjechałem na główną drogę i od razu zamarłem z wrażenia, takich widoków nie widziałem już dawno. Wyspa jest bardzo górzysta i sprawia wrażenie niedostępnej. Strome, wysokie góry skąpane w słońcu i granatowe morze robią niesamowite wrażenie, czuje się niesamowity respekt przed tym, co stworzyła natura. Zaraz po wyjeździe z lotniska na wzgórzu stoją nowoczesne wiatraki produkujące prąd. Na wyspie ponad połowę energii elektrycznej pozyskuje się z wiatru, który wieje tu cały czas.

   Jechałem drogą na zachodnim wybrzeżu wyspy w kierunku miasteczka Mesochori, w którym miałem zarezerwowany hotel. Na Karpathos bez trudu można znaleźć niezłe zakwaterowanie, ale nie wszędzie. W najbardziej malowniczych miejscach wyspy hotele są drogie i nie jest ich dużo. Większość turystów, których generalnie jest mało, zatrzymuje się w typowych nadmorskich kurortach, w których spędzają cały urlop. Chcąc zwiedzić całą wyspę trzeba wybrać takie miejsce, z którego jest stosunkowo blisko do okolicznych atrakcji. Jednym z takich miejsc jest właśnie Mesochori, miasteczko położone w północno-zachodniej części wyspy. To była moja baza wypadowa na zwiedzanie północnego Karpathos. Znalezienie odpowiedniego lokum nie było proste, ale Internet może zdziałać cuda.

Get Adobe Flash player
   Hotel przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Dostałem pokój z powalającymi na kolana widokami, a gospodarze okazali się szczególnie sympatyczni i pomocni. Na powitanie na stole stała karafka lokalnego wina i ogromny talerz domowych ciastek, które jadłem następne trzy dni.

   Do Mesochori dotarłem późnym popołudniem. Byłem straszliwie zmęczony bardzo intensywnie spędzonym dniem. Zdołałem przejść się po uliczkach, pstryknąć kilka zdjęć i zobaczyć zupełnie odjazdowy zachód słońca. A potem zasnąłem jak kamień.
Get Adobe Flash player

niedziela, 30 marca 2014

Ostatnie godziny na RODOS

   To był ostatni dzień mojego pobytu na Rodos. Po południu miałem samolot na kolejną grecką wyspę. Czasu było niewiele, a po drodze na lotnisko chciałem jeszcze zobaczyć kilka atrakcyjnych miejsc. Właściciel hotelu wiedział o moich planach i specjalnie dla mnie wstał wcześniej niż zwykle, żeby przygotować mi śniadanie. Kiedy schodziłem z bagażami, na stoliku przy recepcji już dymiła i pachniała świeżo parzona kawa. Pogoda była wymarzona – świeciło piękne słońce i tylko gdzieniegdzie na niebie płynęły białe niegroźne chmury.

   Do lotniska było trochę ponad 50 kilometrów, a wszystkie miejsca, które chciałem odwiedzić były przy drodze lub w niewielkiej od niej odległości. Małe górskie miasteczko Kritinia dzieli od Monolithos pół godziny jazdy samochodem. Skręcając w boczną drogę dojechałem prawie nad urwisty brzeg morza. Na samym cyplu, na wysokiej skale stoją ruiny średniowiecznego zamku. Jak zwykle położenie fortecy było przez Joannitów wybrane perfekcyjnie, potencjalny najeźdźca był widoczny z daleka i nie miał najmniejszych szans na zaatakowanie wyspy. Ruiny zamku przeszły renowację i prezentują się bardzo okazale. Na szczyt trzeba oczywiście wejść pieszo, byłem już przyzwyczajony do mozolnej wspinaczki po setkach stromych, kamiennych schodów. Ktoś mógłby zapytać, po co oglądać kolejny zamek, po co włazić jeszcze raz na wysoką górę? Odpowiedź jest prosta: każda forteca zbudowana przez Zakon jest inna, każda robi ogromne wrażenie, a widoki roztaczające się z murów każdej twierdzy są niezmiennie urzekające. Dodatkowym atutem zwiedzania jest to, że można wejść wszędzie, przeważnie nie ma żadnych barierek i zagrodzonych miejsc. Odwiedzając średniowieczne zamki w Grecji nigdy nie miałem wrażenia, że znajduję się w muzeum, tylko w miejscu, które kiedyś tętniło życiem i broniło dostępu piratom.
Get Adobe Flash player
   Od Kritinii droga biegła nad morzem, po kilkunastu minutach dotarłem do malutkiego portu Skala Kamiros, skąd można się wybrać łódką na niedaleką małą wyspę Chalki. Bardzo żałowałem, że nie miałem dodatkowego dnia na odwiedziny wysepki, która podobno jest tego warta. W porcie jest kilka fajnych tawern, bardzo nietypowy kapitanat, a nawet niewielka plaża, która latem pęka w szwach od turystów oczekujących na wypłynięcie w morze.

   Nieco w głąb wyspy znajduje się jedna z największych atrakcji Rodos – ruiny starożytnego miasta Kamiros. Nie jestem specjalnym zwolennikiem oglądania starych kolumn i kamieni, których w Grecji jest mnóstwo, ale to miejsce bardzo mi się spodobało i obejrzałem je z ciekawością. Trzeba przyznać, że starożytni wiedzieli dobrze, gdzie budować swoje siedziby i jak rozplanować miasta. Nawet dziś widać tu doskonale przemyślane położenie ulic, domów, świątyń a nawet publicznych łaźni. Polecam odwiedzenie Kamiros każdemu, to machina czasu, która przenosi każdego tysiące lat wstecz i wywołuje dreszcz emocji.
Get Adobe Flash player
   Kilka kilometrów od morza, w całkiem wysokich górach położona jest Dolina Motyli, którą koniecznie trzeba zobaczyć szczególnie latem. Jest to siedlisko bardzo rzadkich owadów, które właśnie tu przepoczwarzają się z larw w oryginalne biało-czarne motyle. Od czerwca do jesieni w dolinie żerują setki tysięcy motyli pokrywając nieomal wszystko dookoła wzorzystym dywanem. Wczesną wiosną motyli jeszcze nie ma ale i tak warto tu przyjechać. Wąską stromą dolinką płynie wartki górski potok tworząc po drodze liczne wodospady i sadzawki. Teren jest częściowo zacieniony przez rosnące na omszonych zboczach drzewa. Wzdłuż doliny zbudowano ścieżki i mostki widokowe dla turystów. Trasa jest dość długa i podzielona na kilka części, w lecie do doliny wpuszcza się ograniczoną liczbę ludzi, żeby nie płoszyć motyli, których populacja z roku na rok maleje. Petaloudes Valley czyli Dolina Motyli to świetne miejsce na odpoczynek i wytchnienie od palącego słońca. Krótki pobyt w zaciszu drzew, które dopiero co wypuściły zielone liście postawił mnie na nogi i byłem gotowy do dalszej drogi.
Get Adobe Flash player
   Ostatnim miejscem na Rodos, które zwiedziłem był okazały klasztor Filerimos w pobliżu miasteczka Ialysos. Monastyr funkcjonuje do dziś, a mnisi dokładają wszelkich starań, żeby ich siedziba prezentowała się naprawdę pięknie. Budynki są odrestaurowane i zadbane, tereny wokół klasztoru porastają kolorowe rośliny, a w parku można spotkać dumne pawie. Wysadzana platanami długa, cienista aleja, ze stacjami Drogi Krzyżowej wiedzie do olbrzymiego krzyża. Można do niego wejść po kręconych schodach i podziwiać widoki pobliskiego morza.
Get Adobe Flash player
   Od samego Monolithos aż po Paradisi, gdzie znajduje się lotnisko, wpadałem na kilka chwil na mijane przeze mnie plaże. Nie było siły, żebym choć raz nie wykąpał się w szmaragdowej wodzie, z dnia na dzień coraz cieplejszej.
Get Adobe Flash player
   Ta część wybrzeża Rodos jest chyba najpiękniejsza i najbardziej romantyczna. Droga biegnie nad samym morzem, jest cicho, spokojnie i z dala od obleganych kurortów. Mija się urocze nadmorskie wioski i samotne tawerny kuszące świeżymi rybami. Czasem jednak wjeżdża się wysoko jadąc zygzakiem po zakrętach. Zaraz przed Paradisi, kilka kilometrów od stolicy wyspy widać przepiękną panoramę miasta, a zaraz potem pasy startowe lotniska.

   Wreszcie dojechałem na lotnisko, akurat na czas. Na parkingu zostawiłem samochód chowając kluczyki pod siedzeniem, tak jak chciał właściciel, bo nie chciało mu się na mnie czekać. Za godzinę siedziałem już w moim ulubionym samolocie, 30 osobowym turbośmigłowym de Havillandzie, którym odleciałem na moją wymarzoną wyspę – Karpathos.