sobota, 10 stycznia 2015

KALYMNOS - wyspa gąbek, wspinaczy i cudnych widoków

   O wyspie Kalymnos przewodniki piszą bardzo różnie. Niektóre z nich ledwo o niej wspominają, a inne poświęcają jej zdecydowanie zbyt mało miejsca. Kalymnos słynie w świecie przede wszystkim z dwóch rzeczy: naturalnych gąbek i karkołomnych ścian wspinaczkowych. Z tymi gąbkami sytuacja nie jest wcale taka do końca jasna, co prawda w minionych czasach faktycznie poławiano tu gąbki na niespotykaną skalę, ale kilkadziesiąt lat temu połowy drastycznie zmalały z powodu jakiejś epidemii choroby glonów, wskutek której populacja gąbek znacznie się zmniejszyła. Przez całe wieki Kalymnos zarabiała krocie na połowach gąbek, rozkwitał tu handel zamorski, a na wyspie mieszkało kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którym się wcale nieźle wiodło. Do dziś można obejrzeć dziwne stroje ówczesnych nurków, znajdujące się w tutejszym muzeum, a także w sklepach sprzedających pamiątki.

   Do dziś na całej wyspie można kupić gąbki wszelakich rodzajów i rozmiarów, lecz ich pochodzenie budzi czasem wątpliwości. Turyści są po prostu oszukiwani i proponuje się im gąbki azjatyckie! Trzeba być uważnym, za prawdziwą grecką gąbkę trzeba zapłacić niemałe pieniądze. Gąbki po 3-4 euro za sztukę sprzedawane masowo na wyspie na 100% pochodzą z Chin. Oczywiście gąbki z pobliskich wód są też dostępne, aczkolwiek są schowane gdzieś w rogu sklepu lub wręcz trzeba o nie zapytać sprzedawcę, cena oryginalnej gąbki z Kalymnos nigdy nie schodzi poniżej 10 euro.

    Przypłynąłem na Kalymnos z Lipsi, mając jeszcze w pamięci cudne dzikie krajobrazy. Głównym miastem i portem wyspy jest Pothia, leżąca nad dużą zatoką chronioną kamiennymi falochronami przed sztormami. Powyżej gęsto zabudowanych obszarów wzdłuż morza wystają wysokie, majestatyczne góry. Kalymnos jest wyspą bardzo górzystą i sprawia wrażenie niedostępnej. Podczas gdy inne wyspy Dodekanezu osiągają co najwyżej 200 – 300 metrów nad poziom morza, najwyższe wzniesienie na Kalymnos ma prawie 700 metrów wysokości. Na całej wyspie jest mnóstwo olbrzymich, stromych skał z niesamowitymi, wysokimi klifami, opadającymi pionowo prosto do morza. Można tu przylecieć samolotem z Aten ale zdobycie biletu nie jest łatwe, na wyspie lądują wyłącznie małe odrzutowce z 35 osobami na pokładzie.
Get Adobe Flash player


   Stolica Kalymnos to miasto niezwykle urzekające, mieszka w nim większość ludności tej trzeciej co do wielkości wyspy Dodekanezu. Kilka kilometrów nabrzeża tętni życiem od rana do wieczora – Pothia to również ważny port handlowy i pasażerski. Na nadmorskiej promenadzie i na uliczkach położonych wyżej co kilkanaście metrów można spotkać dziesiątki knajp, kafejek, straganów, pensjonatów i hoteli. Nie ma tu nowoczesnych budynków, dominują domy wybudowane w typowym stylu Dodekanezu. W centralnej części miasta, tuż nad morzem stoi okazały ratusz, bardzo rozpoznawany na zdjęciach i pocztówkach. W porcie jest kilka świetnie zaopatrzonych sklepów, które oferują wszystko, co jest potrzebne.




   Rano można się zaopatrzyć w świeże ryby i owoce morza po zadziwiająco niskich cenach – morze wokół wyspy obfituje w dorady, tuńczyki, kalmary, małże i berweny. Ryby znikają ze stoisk bardzo szybko, kupują je turyści, ale przede wszystkim właściciele restauracji na całej wyspie. Dla zgłodniałych jest tu istny raj – można wybierać pomiędzy świetnymi tawernami i barami, a jak się nie ma czasu, można przegryźć souvlaki serwowane po 3 euro prosto do ręki.

   Wielu turystów zostaje w Pothii w hotelach na cały swój pobyt, po zakwaterowaniu wychodzą nad morze i wydają pieniądze w sklepach z pamiątkami i w knajpach. To świetna baza wypadowa do zwiedzania wyspy. Jednak większość przybyłych gości to wspinacze, którzy jadą do swoich pensjonatów na wschodnie wybrzeże wyspy. Ja wspinaczem nie jestem ale zaklepałem sobie hotel również w tej części wyspy, miasteczku Masouri, które razem z sąsiadującym Mirties są najbardziej znanymi kurortami zachodniego Kalymnos.

    Drogi na wyspie są wyśmienite pomimo strasznych zakrętasów i wielu trawersów. Praktycznie wszędzie można się dostać samochodem. Są też drogi lokalne ale jazda nimi to jazda samobójcza, bo są to wyłącznie stromizny i zakręty-agrafki pod kątem 180 stopni. Autobus zawiózł mnie do Masouri ale na przystanku moja radość dobiegła końca. Do hotelu musiałem się wspiąć po kilkuset schodach prawie pionowo do góry dźwigając walizkę. Wszystkie domy są tu tak zbudowane, na stromym stoku dojście gdziekolwiek to wylane litry potu. Z hotelowego okna miałem naprawdę piękny widok na wyspę Telendos, o której napiszę w następnym poście.
Get Adobe Flash player
   Miasteczko jest położone przy drodze biegnącej wzdłuż wysokiej góry. Własnie przy tej drodze skupia się życie Masouri – są tu przeróżne sklepy, knajpy i dyskoteki, na szczęście podczas mojego pobytu zamknięte. Niektóre tawerny oprócz doskonałego jedzenia oferują wspaniałe widoki na pobliską Telendos z balkonów i werand. Amatorzy opalania i pływania nie będą też zawiedzeni, wystarczy kilkaset schodów w dół i już się jest na niezłej plaży. Wieczór w Masouri to czas magiczny, wszystko jest kolorowe, pastelowe, potem powoli ciemnieje, a dzień powoli tonie przy widoku Telendos.
Get Adobe Flash player
   Większość miejsc hotelowych jest zajęta przez amatorów ekstremalnej wspinaczki. Niedaleko znajdują się bardzo znane i cenione trasy wspinaczkowe. Następnego dnia poszedłem pieszo zobaczyć je z bliska.

   Samo wejście do podnóży gigantycznej pionowej skały kosztowało mnie wiele i zajęło dwie godziny. Całkiem wyczerpany zupełnie nie mogłem zrozumieć, jakim sposobem ci ludzie mają w sobie jeszcze tyle energii, żeby się wspinać po pionowych skałach... Ostatkiem sił doszedłem prawie do środka legendarnego miejsca – Grande Grotta. Olbrzymia jaskinia w pionowej skale warta była mojego wysiłku!

Get Adobe Flash player
   Żeby zobaczyć całą wyspę, konieczne jest wypożyczenie samochodu. Pomimo świetnych połączeń autobusowych nie wszędzie można dojechać, a warto! Kolejnego dnia objechałem Kalymnos wynajętym autem. Pogoda dopisała, było niezwykle ciepło i bezwietrznie. Widoki ze szczytów stromych klifów na długo pozostaną mi w pamięci, są niesamowite i niepowtarzalne. Morze wokół wyspy było równą, niczym niezakłóconą taflą o niezwykłym kolorze.

    Często robiłem postoje, żeby napawać się widokami. Na drodze spotykałem kozy, a koło drogi małe kramiki z lokalnymi produktami, które do dziś mam w szafce w kuchni. Szczególnie pamiętam maleńki porcik Rena, który jest położony na skraju głębokiej zatoczki wrzynającej się w ląd.
Get Adobe Flash player
Na Kalymnos jest też wiele plaż. Pomimo urwisk i klifów można znaleźć naprawdę urocze miejsca do opalania, kąpieli w przecudnie ciepłym morzu i zapomnieniu o całym świecie. W wielu miejscach są bardzo przytulne knajpki, w których można się posilić lub napić lokalnego wina. Dojazd do plaż na wyspie jest niekiedy bardzo trudny ale warto podjąć wyzwanie i poleżeć godzinkę w październikowym greckim słońcu. To właśnie tu, na plażach Kalymnos pogoda była absolutnie perfekcyjna, nie za ciepło, nie za zimno, jakby ktoś włączył termostat z idealną temperaturą. A morze... szkoda słów.

Get Adobe Flash player
    Po trzech dniach pobytu na tej pięknej wyspie nadszedł czas na kolejną. Prom odpływał bardzo wcześnie rano, Pothia jeszcze spała ale powoli budziła się do życia. Do portu przyjechałem wynajętym samochodem, zgodnie z instrukcją schowałem kluczyki pod siedzenie kierowcy, zamknąłem drzwi i ruszyłem na prom. Oglądając piękny wschód słońca płynąłem dalej.
Get Adobe Flash player

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz