sobota, 21 grudnia 2013

PANAGIA CHOZOVIOTISSA

Było już widno, kiedy się obudziłem, ale słońce jeszcze nie pokazało się nad wysokimi górami. Widok z okna na zatokę był po prostu cudny, nie mogłem uwierzyć, że jestem na Amorgos. Po szybkim prysznicu i mocnej kawie poszedłem do piekarni po świeży chleb. W małym sklepie obok zrobiłem zakupy śniadaniowe i wróciłem do hotelu. Miałem trochę czasu, bo wypożyczalnia samochodów otwierano o dziewiątej. Morze wyglądało bardzo zachęcająco, więc postanowiłem popływać przed śniadaniem. Okazało się, że nie tylko ja wpadłem na ten pomysł, na plaży już urzędowali hotelowi goście. Greckie morze we wrześniu jest wręcz gorące, w zatokach potrafi się nagrzać nawet powyżej 30 stopni!

   Cały czas myślałem, że jadę zobaczyć prawdziwy skarb Grecji – klasztor Panagia Chozoviotissa. (Po grecku "panagia" to kościół poświęcony Matce Boskiej). Nie jestem specjalnie wierzący ani nie jestem ekspertem w sprawie klasztorów, których w Grecji są tysiące. Ale to właśnie zdjęcia tego klasztoru zrobiły na mnie takie wrażenie, że zdecydowałem się tu przyjechać. Moje marzenia miały się spełnić... Kawę i poranne śniadanie miałem jeszcze w gardle, kiedy wyleciałem jak z procy z hotelu do wypożyczalni samochodów. Oczywiście byłem za wcześnie i musiałem czekać. Słońce już dawno wstało i grzało mocno. Zawsze staram się pożyczyć samochód, nawet na 1 dzień. Na większych wyspach można bez problemu podróżować autobusami, jednak na mniejszych kursują one rzadko, a zdarza się, że po sezonie prawie wcale.
   Zaraz po dziewiątej przesympatyczny właściciel wypożyczalni przywitał mnie w swoim biurze. Powiedział, że na wyspie są tylko dwie stacje benzynowe i że powinienem od razu zatankować, bo inaczej paliwo mi się skończy i stanę gdzieś w środku wyspy bez możliwości wołania o pomoc. Odebrałem mojego fiata pandę i wyruszyłem w drogę. Po opuszczeniu Katapoli droga zaczęła się piąć w górę. Przestało być sielankowo – pojawiły się zakrętasy, droga się zwęziła. Po kilku minutach pojawiła się stacja benzynowa z horrendalnymi cenami, prawie 2 euro za litr.

KATAPOLA - widok z drogi do klasztoru Chozoviotissa

   Droga do klasztoru z Katapoli nie zajmuje zbyt wiele czasu, to tylko jakieś 20 minut jazdy w poprzek wyspy. Klasztor leży na wschodnim wybrzeżu Amorgos. Po drodze mija się Chorę (stolicę wyspy), a do przeciwległego brzegu nie jest daleko. Wszystko dookoła było spalone słońcem. Na Amorgos nie ma lasów (za wyjątkiem jednego na północy, wysoko w górach), gdzieniegdzie tylko rosną pojedyncze drzewa. Jest za to dużo kwitnących oleandrów i rododendronów, które osiągają niesamowite rozmiary. Rośnie też mnóstwo ziół, które nieprawdopodobnie pachną. Krajobraz Amorgos jest bardzo dziki i surowy, dominują wysokie, ciemne skały, groźne urwiska i... kozy, które obgryzają wysuszone krzaki. Otaczające wyspę morze ma piękny granatowy kolor i jest niesamowicie przejrzyste, a niebo jest tak błękitne jak z photoshopa.
  
Jechałem po krętej drodze w górę i w górę, dookoła żywej duszy. Nagle pokazała się droga do klasztoru. Jadąc w dół na łeb na szyję w końcu dojechałem do małego parkingu zawieszonego nad stromym klifem. Wysiadłem z samochodu, rozejrzałem się wokół i po prostu stanąłem jak wryty. Żadne zdjęcie nie oddaje tego jak naprawdę wygląda klasztor Chozoviotissa, pionowe skały i oblewające je morze. Uświadomiłem sobie wtedy, że oglądam jedno z najpiękniejszych miejsc w Grecji, a na pewno najpiękniejsze, jakie widziałem w życiu. Nawet pisząc te słowa mam ciary na plecach.


   Klasztor jest częściowo wykuty w litej, pionowej skale na wschodnim wybrzeżu wyspy i pochodzi z XI wieku. Legenda głosi, że właśnie wtedy morze wyrzuciło na brzeg ikonę Matki Świętej Dziewicy i na jej cześć postanowiono zbudować klasztor. Ta właśnie ikona do dziś jest pieczołowicie przechowywana w klasztornych murach i jest przedmiotem kultu w kościele prawosławnym. Wnętrze klasztoru nie jest duże, stanowią je pomieszczenia na kilku poziomach: kaplica ze świętą ikoną, cele mnichów, biblioteka, jadalnia i kilkanaście innych, niedostępnych do zwiedzania. W wąskich korytarzach widać fragmenty skał, w których były wykute. Kiedyś żyło tu kilkunastu mnichów, dziś na stałe mieszka tylko trzech. Mnisi mają ogródek, w którym rosną warzywa, hodują nawet kury. Imponująca fasada klasztoru jest pomalowana na biało i oślepia swoim blaskiem. Na dzwonnicy łopoczą flagi. 


   Z parkingu do monastyru prowadzi wąska, kamienna dróżka z kilkuset schodami. Trzeba się nieźle namęczyć, żeby wejść na górę. Było wcześnie rano, a słońce już zaczęło przypiekać. Zaczęli się zjeżdżać pierwsi turyści. Po kilkunastu minutach wspinaczki, zlany potem znalazłem się u stóp klasztoru. Dopiero tam zdałem sobie sprawę z tego, jaka to olbrzymia budowla. Widoki na morze i pionowe urwiska są stamtąd po prostu powalające.

Wejście do klasztoru i przebieralnia
   Część pomieszczeń klasztornych jest udostępniona do zwiedzania. Mnisi bardzo restrykcyjnie przestrzegają ubioru gości. Wejście w krótkich spodniach jest niemożliwe, kobiety muszą mieć zasłonięte ramiona. Jeszcze niedawno niepoprawnie ubrany turysta całował klamkę, nie miał wyboru i musiał wracać po stosowny strój. Obecnie jednak w małym przedsionku wiszą długie portki, w które można się przebrać. Do środka wchodzi się przez maleńkie ale solidne i ciężkie drzwi, które mają może 120 cm wysokości. Stamtąd wąskim korytarzem wchodzi się na górne kondygnacje. Każdy turysta jest witany przez jednego z mnichów i otrzymuje od niego kieliszek lub dwa piekielnie mocnej wódki – raki, którą mnisi sami pędzą w klasztorze.


   Potem mnich podaje zimną źródlaną wodę i loukomia - rodzaj bardzo słodkich galaretek. Po chwili odpoczynku można pozwiedzać i pooglądać klasztor. A jest na co popatrzeć – stare ikony, przedziwne meble, księgi sprzed stuleci. Robienie zdjęć w środku jest surowo zabronione, ale udało mi się pstryknąć kilka fotek. Z okien i okienek rozciągają się nieziemskie widoki na morze, dopiero tu zrozumiałem, co oznacza "wielki błękit". Po powrocie do samochodu pomyślałem, że muszę tu przyjechać jeszcze raz. No i przyjechałem... następnego dnia.

Morze u stóp klasztoru Chzoviotissa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz